wtorek, 13 sierpnia 2013

Na haju

Roś już ponad dobę ma odstawione leki zwiotczające i ... Jest grzeczny! Czasem troszkę walczy z rurą, wierci się, ale w porównaniu z tym, co było przed zwiotczeniem, to tylko pomruki tygrysa :-). Jestem bardzo wdzięczna Pani Doktor, która wczoraj podjęła wyzwanie, jakim jest dla nich Roch i wyprowadziła Go ze zwiotczenia nie zniechęcając sie początkowymi trudnościami. To konieczny etap przed rozintubowaniem. Dzień spokojny, dobry. Roś naćpany morfiną, jak żółwik - otwiera napuchnięte oczka, ale wzrok ma mętny. Przynajmniej na takim haju nie cierpi za bardzo. Uświadomiła mi to Pani, która dziś nocowała w naszym hotelowym pokoju, a która okazała się być byłą pielęgniarką pooperacyjną! Akurat miałam kryzys, wybeczałam się P. przez telefon, a tu Los zsyła mi Anioła Pocieszyciela - kogoś "z branży", kto się zna i kogo pocieszanie potrafi pomóc o wiele bardziej niż automatyczne i odruchowe "będzie dobrze" wypowiadane przez kogoś, kto nie zna się wcale. Ale KAŻDE wsparcie jest cenne, nie zrozumcie mnie źle. Martuś -dziękuję za odwiedziny i prezenty! Tutaj tak łatwo zapomnieć o reszcie świata, a tu ta "reszta świata" upomniała się o nas :-). Dobrej nocy, Kochani. Roś już w krainie snów.

1 komentarz :

  1. Cała przyjemność po mojej stronie :). Miło zobaczyć dwa uśmiechy w Twoim poście. Idzie ku dobremu!!!

    OdpowiedzUsuń