Przyjechaliśmy nad morze. Znowu. Byliśmy tu na majówkę, i rok temu, i dwa lata, i trzy. Co zrobić - rodzice lubią ten camping, ten jeden domek na uboczu i tą bliskość plaży. I my też lubimy z Bazem. Ja się wybitnie odnajduję tutaj, bo co chwilę pada i dają mi wtedy tablet. Bez opamiętania. Także przewijam sobie Teletubisie, Elmo, Lulusia i całą kompanię moich kumpli z bajek. I gadam sobie z nimi, śpiewam, i niczego więcej nie potrzebuję. Mama mówi, że mi ten tablet sieczkę robi z mózgu i że w piekle jest osobny kocioł dla rodziców, którzy dają swoim dzieciom za dużo czasu przy cyfrowych gadżetach. I że ona tam trafi na pewno. Ale się nie dziwię, że mi ten tablet daje, bo nie wiadomo co ze mną robić. Taki jestem sam w sobie i osobny. Ale jednak morze z tabletem wygrywa i zawsze, gdy pada hasło: "idziemy na plażę" z radością się odrywam od bajek i biegnę na spotkanie Starego Przyjaciela. Bo ten stwór mokry nieustannie liże mnie bo stopach i nigdy nie ma dość i ja tak bez końca mogę się z nim bawić i biegać. A on liże i liże i liże. Czego chcieć więcej?
R.
Jam jest Bazarz. Cesarz Bazyli. Czyli Bazarz. Bo przyjechałem tu ze świtą, a zwłaszcza z giermkiem moim, Dziadkiem, Snachą Panchą mym wiernym. Dziadek ze mną chodzi na spacery, śpi przy mnie, ogląda ze mną astronomiczne piosenki i kupuje mi gofry i zabawki, którymi i tak się nie bawię. No i kąpie się ze mną w lodowatym morzu. To jest najlepsze. Wszyscy tu się starają, żeby mnie czymś zająć, żebym nie wrzeszczał. Czasem się udaje. Jest Mama, Babcia, i Cioteczka nawet. Tata był cztery dni, ale wrócił do domu. Mama mówi, że mu się należy odpoczynek od nas, bo nigdy nie jest sam w domu. Też coś! Ale pojechał. Będzie kład jakiś kabel w domu, żebyśmy wreszcie mieli działającą kuchenkę. Bo od 2 miesięcy nie mamy. I Mama nie gotowała co ją i cieszyło, i smuciło jednocześnie. I Tata na pewno będzie grał na gitarze przez te 3 dni. Od rana do wieczora. A my tu toniemy w deszczu, nic nie schnie, Mama się martwi, że tonę mokrych ubrań do domu zwiezie. Też mi problem! Ja się martwię, że woda zimna i kąpać się ciężko. Ale się nie poddaję! Jakem Bazarz Wielki.
B.
PS.1. Płynęliśmy statkiem. Na otwartym morzu. Baz taką scenę zrobił, że Mama myślała, że nas za burtę wyrzucą. Ale wstyd! Jednak jakoś się Baz uspokoił i dopłynęliśmy. Nawet fajnie było.
R.
PS.2. Mama mówi, że by tu z nami sama w jeden dzień osiwiała i że się szczerze dziwi, że Babci, Dziadkowi i Cioteczce się nie odechciewa takich wakacji. A jednak im się nie odechciewa. To chyba mój urok osobisty. Albo miłość jakaś czy coś tam...
B.