piątek, 30 marca 2018

Uf

Gdybyście wybrali się na przedświąteczne zakupy do jednego z dużych hipermarketów i natknęli się tam na matkę z dzieckiem, która ciągle śpiewa, to bądźcie pewni, że to Roch ze swoją mamą!

Jako że Rosiu ma już ferie przedświąteczne, zmuszona byłam zabrać go ze sobą na wielkie zakupy. Chłopak jest kumaty i jak tylko zorientuje się przed wejściem co go czeka, zaczyna się bunt i pokładanie na podłodze. Rasowy mężczyzna - nie lubi zakupów. Do tej pory jako paliwo motywacyjne działała paczka chrupek, ale tym razem nie miałam jej ze sobą. Odpaliłam więc "płytę" z piosenkami, co Roszka wielce zmotywowało i już bez protestów pięknie maszerował obok wózka, a potem nawet próbował sam go pchać.

Zanim doszliśmy do kas zdążyłam już nieźle ochrypnąć i przyzwyczaić się do zdziwionych spojrzeń innych kupujących.

Zakupy zostały zrobione. Zajęło nam to jakieś 40 minut, czyli około 30 krótkich pioseneczek. I o ile śpiewać lubię i mogę to od biedy robić nawet w miejscu publicznym , to jednak jednoczesne śpiewanie i wbijanie w samoobsługową kasę kodu kreskowego okazało się nie lada wyzwaniem.

Zobaczcie, jak to uroczo wyglądało: wielki wózek sklepowy, za nim malutki Roszek wydający komendy, jaką piosenkę mam śpiewać: Hej hop sa sa! Kaczuszki! Panie Janie!

Uf.







wtorek, 27 marca 2018

Finał

Kiedy Bazyli bryka po całym mieszkaniu jak radosne źrebię piszcząc wniebogłosy i śmiejąc się opętańczo, spinam się cała i kulę w oczekiwaniu na finał. Te śmiechy i pobudzenie nie wróżą nic dobrego.







Nie myliłam się.
















To była jedyna poduszka w domu, której nie da się wyprać, wypełniona gryką, uszyta przez znajomą w prezencie dla nas.


I nawet wodę spuścił.

środa, 21 marca 2018

21.3

To dziś.
Święto dodatkowego chromosomu.

Czy można celebrować błąd genetyczny?
Czy można celebrować brak (wielu umiejętności)?
Czy można celebrować nadmiar (wielu problemów medycznych)?
Czy można celebrować trud i zmęczenie?
Czy można celebrować strach i bezsilność?
Czy można celebrować stratę?

Czy można?

Trzeba!
To jedyna droga do spokoju ducha!











Popatrzcie w oczy tego chłopaka... Kto go zna osobiście, ten potwierdzi:
- nie ma takiego lodu, którego nie stopi jego szczery uśmiech,
- nie ma takiego człowieka, który pozostanie obojętny na jego niewinność i urok,
- nie ma takiej godziny, by Roszek się nie śmiał i nie celebrował życia.

Mój Nauczyciel.
Mój Mistrz.

Ma wszechświat w rozgwieżdżonych* oczach.
Wiedzieliście o tym?





* Zapewne nie wiecie, że osoby z zespołem Downa mają nietypową budowę tęczówki, co daje taki oto efekt! KOSMICZNY! W Roszkowych oczętach można zatonąć :)

niedziela, 18 marca 2018

Atak szczytowy

Nareszcie spadł śnieg! Nie mogliśmy się doczekać tej frajdy, jaką zrobimy chłopcom wożąc ich na sankach... 

Wczorajsze, pierwsze podejście zakończyło się totalna klapą... Zanim udało nam się wygrzebać z piwnicy odpowiednio duże sanki dla Bazyla (jak on urósł!) i przekonać go, żeby jednak nie schodził z nich co chwilę i nie hamował nogami, to Roszek był już tak zmarznięty od nieruchomego siedzenia na sankach i czekania na przejażdżkę, że zaczął marudzić. Po chwili marudzili już obaj, bo Bzyl nie toleruje ostatnio roszkowego zawodzenia, więc po pół godzinnym ubieraniu całej ekipy i następnych półgodzinnych próbach usadowienia Baza na sankach wróciliśmy zrezygnowani i źli do domu. Niestety, bardzo często tzw. próby zrobienia frajdy Endorfinkom kończą się właśnie tak - czyli kiepsko. Są nerwy, pot i łzy - w różnej kolejności i natężeniu.

Nie bylibyśmy jednak sobą gdybyśmy poddali się tak łatwo. Dziś podjęliśmy atak szczytowy nr 2. I cóż to był za piękny spacer! Tyle szczęścia, spokoju i błogiej rodzinnej sielanki nie zaznałam od dawna. 

Szczęśliwe Endorfinki = szczęśliwi rodzice i tego trzeba nam było!

Hura!



A najszczęśliwszy był... Abi! 
Sami zobaczcie :)





























czwartek, 15 marca 2018

Wężowisko

Drogi Czytaczu... Gdybyś zaszedł kiedyś w nasze skromne progi, czuję się zobowiązana Cię ostrzec - w naszym przytulnym do niedawna mieszkanku zalęgły się One... Oślizgłe, podłużne, dłuuugie, giętkie.... Brrr...

Niektóre mieszkają z nami już od kilku miesięcy... Inne nie zagrzeją długo miejsca i znikają wśród leśnej gęstwiny. W domu są dosłownie wszędzie.... Pod szafkami, na dywanach, w szufladach, na stole, a nawet...w łóżkach! Wślizgują się niepostrzeżenie pod kołdrę, pod poduszkę... Gdy ciemną nocą nadepnę takie śliskie stworzenie gołą stopą, przeszywa mnie dreszcz obrzydzenia. Wieczorami grzeją swoje umyte cielska na kaloryferze w łazience, by od rana znowu pełzać po podłodze.

Stwory te mają swego Pana, który rządzi nimi niepodzielnie i rozstawia je (dosłownie) po kątach. To Bazyli - Władca Węży. Zaczynam podejrzewać, że, tak jak Harry Potter, zna ich tajemny język i rozmawiają sobie godzinami. Roch został wtajemniczony przez brata i również zaprzyjaźnił się z wężami. Z Rochem sprawa się trochę komplikuje, bo delikwent próbuje te biedne stworzenia gryźć, a na znęcanie się nad zwierzętami nie możemy się zgodzić!

Bazyli uwielbia chować swoje węże, tworzy tzw. wężowiska np. między łóżkiem a szafą. Potem wielce go cieszy, jak mama biega po całym mieszkaniu, przeszukuje wszystkie szuflady i schowki i rozkłada bezradnie ręce: Było tyle węży, a nie ma ani jednego...
A potem węże dziwnym trafem wypełzają ze swoich nor i znowu się panoszą. Są na tyle bezczelne, że nawet podróżują z nami samochodem i pomieszkują w przedszkolnych szafkach!








Gdybyście nie wiedzieli, z czego ucieszą się moje dzieci.... to już wiecie :)