piątek, 31 maja 2013

Królowa Nauk

Gdzieś jest, lecz nie wiadomo gdzie...

Chłopcy mają katar. Funkcję Najlepszego Przyjaciela Domu czasowo pełni inhalator. Tak jakoś się utarło, że przy inhalacji śpiewam im piosenkę z Pszczółki Mai. Jedna inhalacja jednego Łobuza to jakieś 7 kawałków o Mai. I teraz sama nie wierzę w to, co zaraz nastąpi - na Roszkowym blogu zagości na chwilę matematyka, z którą, delikatnie (a nawet bardzo delikatnie) mówiąc, nigdy nie było mi po drodze. Otóż 7 kawałków o Mai razy 2 Łobuzy, razy trzy inhalacje dziennie, daje razem.. jakieś 42 pioseneczki o małej pszczółce każdego dnia. Czyli w tym tygodniu odwaliłam czarną robotę za Wodeckiego.. 294 razy!

Maju, cóż zobaczymy dziś?

niedziela, 26 maja 2013

Laurka

Pierwszy raz dostałam laurkę na Dzień Matki...

Na pierwszej stronie: imponująca kompozycja z motywów roślinnych, żywe kolory, tradycjonalizm w pełnej krasie, aczkolwiek niepozbawiony wpływu nowoczesności w postaci płyty kompaktowej użytej jako tła i futurystycznie błyszczącego zielonego papieru - podziwu godny i pracochłonny wkład Pań Przedszkolanek.

Na odwrocie: twórcza eksplozja Pomarańczowej Alternatywy w wykonaniu Roszka. Nurt zdecydowanie ekspresjonistyczny i ultra nowoczesny.

Zdjęcie0144Zdjęcie0143

Dla mnie bomba!

sobota, 25 maja 2013

Tłumacz

O to a cie nio jema! Si sieś o ee ama i! To nio nio ymu meś siu! Niu ma sieś sieś apa apa! Paać! Paać! E ma! O to sieś!


Roch się rozgadał. Opowiada i opowiada, przejęty niesamowicie.

 

Mimo najlepszych chęci - jesteśmy bezradni. Rozumiemy co 15 słowo.

Potrzebny tłumacz. Od zaraz!

czwartek, 23 maja 2013

Welcome To The Jungle

Wycieczkę popełniliśmy.

Ewakuacja nastąpiła po mniej więcej 3 godzinach.

Dopiero wyjście do ludzi uświadomiło mi, jakie mam w domu dzikusy.

DZI-KU-SY!

DZIIIIIIIIIIIIIKUUUUUUUUUUUUUSYYYYYYYYYYYYYYY!!!!!!!!

 

Jedyną chwilą, gdy obaj moi Synowie zainteresowali się treścią sensu stricto wycieczki (odwiedziliśmy Wioskę Indiańską) był moment, kiedy Pan wyciągnął wielki indiański bęben. Roszek wykrzyknął: memenek! I tłuk pałką zapamiętale.

Zdjęcie0140

Zdjęcie0139

środa, 22 maja 2013

Gilasowo

Zalewa nas fala gilów. Zielonych, przezroczystych, wodnistych, gęstych, ciągnących, lepkich... Tym razem najsłabszym ogniwem okazałam się ja i poczyniłam honory Otwierającego Sezon Smarków. Nie jest źle, naprawdę. Chyba pomału wyrastam z panikarstwa na tle chorobowym. Gil tez człowiek i żyć jakoś się z nim da.

A jutro wielki dzień - pierwsza wycieczka przedszkolaków w towarzystwie rodziców. Bzyl się też załapał, i oto jedziemy! Ja i Łobuzy dwa. Ha! Gdyby nie deklaracja Pań przedszkolanek, że zajmą się Roszkiem, to bym się nie odważyła - jechać SAMA JEDNA z nimi DWOMA. A tak...

Jak mawia nasz serdeczny kolega: trzymajmy się ramy, to się nie posramy!

niedziela, 19 maja 2013

Łapka w łapkę

Pomaszerowaliśmy w las. Jak Krzyś i Puchatek w Stumilowym Lesie - jego pulchna łapka w mojej, Mały Misio, tupu tupu, szuru buru po liściach.

Cudownie jest, powietrze jest,

mam ręce dwie, mam nogi dwie (...)

/Edward Stachura/

Cudownie jest.

sobota, 18 maja 2013

Coś, co Tygryski lubią najbardziej

Romans z kosiarką trwa.

Roszek ćwiczy zapamiętale nową umiejętność - chodzenie do tyłu.

Najchętniej po schodach, z góry na dół :(

Bazyli, jak prawdziwy Celebryta, gdzie się nie zjawia, ściąga na siebie uwagę wszystkich. Urokiem osobistym i wrzaskiem. Ale widzę poprawę. Malutką.

A na deser coś, co Tygryski lubią najbardziej:

 

 

Zdjęcie0121

Zdjęcie0118

 

Opuszczanie Przybytku Radości zakończyło się półgodzinną żałobą w wykonaniu Roszka. Lamentacyjną.

 

niedziela, 12 maja 2013

Silne postanowienie

Przymierzaliśmy się do Tego Dnia od tygodni. Jak tylko to możliwe, ociągając się, odwlekając Ten Moment. Jednak prawa natury są nieubłagane: czas płynie, to i sierść rośnie.

Przyszła pora ostrzyc stado.

 

 

 

 

Spuśćmy zasłonę milczenia na Ten Haniebny Proceder.

Napiszę tylko, że:

Bazyli stał się posiadaczem ślicznego szlaczka nad lewym uszkiem.

Roszek nad karczkiem ma zarys górskiego pasma Rysów.

Ja i P. mamy silne postanowienie - NIGDY więcej.

środa, 8 maja 2013

Love Story

Roszek jest zakochany. Łudziłam się, że Wakacyjna Miłość z poprzedniego lata nie przetrwa próby czasu, a jednak... Wybranka Serca jest niestety nieczułą, ostrą laską i nie za bardzo widzę ją w roli Synowej. W dodatku bywa agresywna :( Roszek się tym oczywiście nie przejmuje, bo miłość jest ślepa (w najlepszym wypadku mocno niedowidząca). Wybrał metodę końskich zalotów - drepta za nią krok w krok, pokrzykuje, zachodzi jej drogę. Ona warczy. On w amoku, ona też. Jeszcze nie pokazała mu, gdzie raki zimują, ale to tylko kwestia czasu. A mi po nocach śni się krew...

Już mam dość tego romansu, choć to dopiero początek telenoweli.

 

Pierwsze koszenie trawy za nami.

Stan paluszków u nóżek i rączek - bez zmian.

Stan nerwów - zszargane.

 

***


Po miesięcznej przerwie, niechętnie, acz z poczucia obowiązku, przeprosiłam się z numerem kierunkowym do Łodzi i oto cud! Połączenie z naszą Panią Doktor za pierwszym razem!

Na przytaczanie treści rozmowy szkoda tracić cennych literek.

To chyba tak być musi - dance macabre po liniach telefonicznych.

Ja swoje, oni swoje.

Ja: be.

A oni: me, mee, mee...

poniedziałek, 6 maja 2013

Dzień Wielkich Ucieczek

Wczoraj obchodziliśmy Dzień Wielkich Ucieczek. Roszek uciekł na środek wsi (podążałam niespiesznie za nim rozmawiając z przyjaciółką przez telefon). Następnie ten sam Roszek uciekł do lasu (sam otworzył sobie furtkę i fruuu.. już go nie było). Podreptał z impetem dość głęboko w las, usiadł na swoim ulubionym miejscu i kontemplował przyrodę. Ukryłam się w bezpiecznej odległości za drzewem i dyskretnie obserwowałam. Malutki Roch i wielkie, stuletnie buki - idealna harmonia. Pobawił się liśćmi, pogadał z drzewami i nic sobie nie robił z tego, że jest Sam Jeden W Wielkim Lesie. Nic, a nic.

Na pokojowy powrót do domu z dalekich ucieczek sposób jest tylko jeden - zaśpiewka, której w dzieciństwie nauczyła mnie mama:

Wędrowali szewcy przez zielony las,


nie mieli pieniędzy, ale mieli czas.


Wędrowali rypcią pypcią


i śpiewali rypcią pypcią.


Nie mieli pieniędzy, ale mieli czas!


Niewtajemniczonym wyjaśniam: śpiewamy, dziarsko maszerując, a na rypcią pypcią robimy pół kroku w przód i pół w tył. Roszek pomaszeruje w rytm tej piosenki na koniec świata i jeszcze dalej.


Bzylek, biorąc przykład ze starszego brata, uciekł do garażu sąsiadów.


Tak, wczorajszy dzień to wyraźny znak, że dotychczasowe zabezpieczenia terenu w postaci płotu, bramy i furtek są już niewystarczające. Może czas na zasieki z drutu kolczastego albo fosę z pływającymi w niej aligatorami?


 Any ideas?

czwartek, 2 maja 2013

Cud niepamięci

Mili Państwo, polubiłam sklerozę.

Tak, tak, bawimy się wraz z P. w zaniki pamięci - cóż za relaks i odprężenie!

Tak cudownie żyje nam się bez tego całego napięcia szpitalno-operacyjnego, że pozwoliliśmy sobie na czas jakiś zapomnieć, że nas to jednak DOTYCZY. Ot, co! Żyjemy sobie spokojnie, bezpiecznie, bez większych emocji związanych z takimi dylematami jak: czy nasze dziecko przeżyje operację? czy my przeżyjemy, jeśli ono jednak nie? itd. itp. ect. Przestałam w myślach codziennie pakować walizkę do szpitala i wizualizować sobie zatroskane oblicza lekarzy załamujących ręce nad poplątanym sercem naszego Rocha. Zmęczony mózg oddycha z ulgą - wreszcie zwykłe codzienne problemy: co zrobić na obiad? jak ubrać dzieci? pozwolić im zjeść jeszcze jedno ciastko czy nie? Co za komfort życia - zapomnieć na chwilę, że jednak nas czeka co nie co. Nie przyłapywać się co chwilę na gdybaniu, czy to nie aby nasze ostatnie chwile razem? Nie czuć guli w gardle patrząc, jak Roszek beztrosko się śmieje, wiedząc, ile jeszcze przed nim walki o życie. Tak, zapomnieć, że ma się przed sobą Bitwę O Wszystko - bezcenne.

Tak więc trwamy w niepamięci tego, co złowrogo czai się za rogiem. Niedługo przyjdzie mi otrzepać się z błogostanu i chwycić za słuchawkę od telefonu. Droga na szczyt wiedzie bowiem po kablu telefonicznym, pierdyliony światłowodów w tę i we w tę, aż do skutku.

Tymczasem - cud niepamięci niech się święci...