Proszę Państwa, dziś będzie o... nadziei! To moje drugie ulubione słowo, zaraz po Królowej Wszelkich uczuć - Wdzięczności :). Otóż.. wpis ten popełniam dla wszystkich utrapionych rodziców, których ukochane dziecko z autyzmem ma bardzo ubogi jadłospis: je tylko żółte potrawy, je tylko frytki i ketchup, je tylko mięso itd.
W naszej wspólnej kulinarnej drodze z Bazylim bywało naprawdę trudno. Beznadziejnie wręcz. Mały Baz jadał tylko: mączne potrawy, chleb, banany, ziemniaki, mięsa w panierce (a raczej zjadał samą panierkę). I koniec. Żaliłam się na tym blogu o tym nie raz i nie dwa...
Przypadek beznadziejny. Wieczne w mojej głowie biczowanie się: a) za mało mu podsuwam warzyw, b) za mało urozmaicam, c) za mało konsekwentna jestem (słynne: "niech się przegłodzi, jak zgłodnieje to zje wszystko". Można wybierać dowolnie. Zawsze któraś z tych opcji brylowała w mojej umęczonej głowie. A Baz... wybrzydzał.
Mieliśmy za sobą rok diety bez glutenu, bez nabiału, bez cukru. Umordowani, na skraju wytrzymałości. Efektów: żadnych. Nie zrozumcie mnie źle - wierzę, że w wielu przypadkach odpowiednia dieta znacząco poprawia funkcjonowanie. Ale u Baza nie widziałam żadnych efektów i po prostu skapitulowałam. Sama mam zaburzoną relację z jedzeniem, jestem otyła i temat zdrowej diety od zawsze mnie przerastał :(
Baz z owoców jadł tylko jabłka, ale dokarmiało to panoszącą się w nim candidę, więc trzeba było jabłka odstawić. Serce mi pękało - jedyna surowa rzecz, pełna witamin, ale niestety owoc, pełen fruktozy czyli cukru..
Podobnych dylematów było co nie miara. Podawanie suplementów szło opornie, a właściwie wcale nie szło. Baz wszystko wypluwal, marnowały się setki jak nie tysiące złotych, gdy przez dodanie do obiadu supelementu nie zjadał nic z całkiem zdrowego dania, które w trudach przygotowałam. Opadały mi ręce, cycki i... skrzydła..
Tak, odżywanie Bazylego to był temat zmora. Trzyletni Bazyli najchętniej żywiłby się waflami ryżowymi. Tylko.
Jednak zmiany nadeszły... Pomalutku, jak kropelka drążąca skałę. I nie, nie moja w tym zasługa, bo od dawna przestałam podkładać mu na talerz surówki i gotowane oraz surowe warzywa. Poddałam się.
Pierwsze zmiany zaczęły zachodzić w połowie przedszkola - Baz zaczął jeść zupy.. Jaka to była radość! Bo przecież w zupie jest moc warzyw i przemycić można mnóstwo dobroci :) Aż pobiegałam porozmawiać z przemiłą kucharką, jak gotuje te obiady, że Baz je zjada :)
Potem rozpoczęła się szkola, początkowo bez wyżywienia, i nastąpił regres: bo brakowało mi polotu i samozaparcia by przygotowywać zdrowe posiłki. Bałam się, że głodny Bazyli to będzie wściekły Bazyli. Więc dostawał do szkoły swoje ulubione pierogi, naleśniki i takie tam mączne, smutne pseudojedzenie. Ale gdy tylko w szkole pojawiły się obiady... Eh, co to był za rozwój wypadków spektakularny!
- Pani Magdo, Bazyli zjadł cały obiad i chciał dokładkę.
- Bazyli zjadł zupę, obiad, a było dużo warzyw...
I gdy kiedyś na jakimś zebraniu pożaliłam się głośno, że Baz nie je surowych warzyw, Panie głośno się zdziwły:
- Przecież Bazyli w szkole zjada wszystkie surówki!
O mało nie spadłam z krzesła. Nie uwierzyłam!
Dostałam nagrania, filmy, jedne z piękniejszych w życiu, jak syn mój niejadek wcina suroweczki aż mu się uszy trzęsą...
Jednak nadal w domu było to bardzo trudne do powtórzenia. Schematy, schematy, lata złych nawyków i mojego kiepskiego gotowania...
Ale Bazyli zaczął.. zjadać liście na spacerach.
Wkładał do buzi coraz więcej dziwnych rzeczy, a najwięcej zielonych liści. Robił to namiętnie (robi do dziś!), czym nieźle nas stresuje, bo ciągle się boimy, że w końcu zje coś trującego...
Pewnego dnia P. przytomnie stwierdził przy obiedzie, gdy znowu ominęłam talerz Bazyla nakładając wszystkim surówkę:
- Hola, hola! Liście żre na dworze, to w domu też może. Przecież to są liście...
I stał się Cud.
Moi Kochani rodzice, umęczeni i pozbawieni nadziei, że Wasza pociecha zacznie jest coś więcej nic ketchup. Baz ma 12 lat. Obecnie zjada WSZYSTKO! Gotowane, surowe warzywa. Jeszcze jakiś czas temu, żeby zjadł gotowanego kalafiora czy brokuły, musiałam mieszać je z ziemniakami puree. Potem wystarczyło dodać bułki tartej. Następnie okazało się, że Bazyli kocha sosy, zwłaszcza o białym kolorze. Więc wystarczyło warzywa polać sosem i zjadał aż miło było patrzeć.
Dzisiaj... wyjada surówki! Nie raz wyjadł całą miskę zanim podałam obiad i dla nikogo już surówki nie było! Ba, Bazyli zajada się pomidorkami koktajlowymi! Papryką! Ogórkami kiszonymi! Ostatnio hitem jest... surowa cebula!!!
Nie uwierzyłabym. Daję słowo, nie uwierzyłabym.
Różowo nie jest. Baz je zdecydowanie za dużo. Najchętniej jadłby nieustannie. Gdy nie je niczego od 20 minut robi się nerwowy, wymusza, przeszukuje szafki, otwiera lodówkę. Zostawiony sam natychmiast grzebie w kuchni, próbuje sam sobie zrobić kanapkę, wyjada zawartość słoików. Gdy nasza kuchnia jest zamknięta na klucz, idzie na dół do kuchni dziadka. Wykrada co znajdzie: kiełbasy, owoce, nawet suchą mąkę. Dziś, idąc na spacer do lasu, odkryliśmy na obrzeżach naszej działki opakowanie po dużej śmietanie, z łyżeczką w środku..
Baz je za dużo, jest za ciężki, i to kolejne moje zmartwienie. Być może dzieje się tak z powodu leków, które przyjmuje. Dorasta, gwałtownie rośnie. Je z nudów, bo nie umie się niczym zająć, i by rozładować napięcie, bo jest wiecznie zestresowany. Tak to już jest w autyźmie- na miejsce jednego rozwiązanego problemu pojawiają się trzy następne...
Ale radość moja, gdy Baz wyjada mi z talerza surówkę, prosi o dokładkę mizerii, i gdy chodzi po domu zajadajac surową cebulę... jest bezcenna.
Chciałam się nią z Wami podzielić.
Nie traćcie nadziei! Nasze dzieci nie raz nas jeszcze pięknie zaskoczą. Czasami potrzebny jest tylko czas, a to akurat najtrudniej nam dać od siebie.