sobota, 29 listopada 2014

Muszki owocówki

Moje małe smuteczki są jak muszki owocówki. Ani się człowiek obejrzy, a już ich pełno. Niby nieszkodliwe, prawie niewidoczne, a jednak swoją nachalnością zatruwają codzienność. Można taką znaleźć utopioną w herbacie, wgryzioną w jabłko, i już się odechciewa.

Jak sobie radzę z tymi małymi smuteczkami?
Ano nie radzę sobie, w ogóle.

Mam za to bezczelne dzieci. Nic sobie nie robią z mojej świątyni smutku, którą tak pieczołowicie wznoszę, łezka po łezce. Wpadają do niej z butami, narobią rabanu, przewrócą lichtarze, poszarpią zasłony i melancholię diabli biorą. Szast-prast i po sprawie.

Moje dzieci są bezczelne.
Bezczelnie przywracają mnie do życia.

środa, 26 listopada 2014

!?;*#/!!"?

Są takie dni (jak dziś), że żadna literka nie podoła, i jedyny środek wyrazu, jaki pozostaje, to interpunkcja:

...!.. ?!?!?...
:(:(:(..!!?!!?!!!!?!!!!...
...?...!..:(((((((((((((.......

#!!//***
**!!!??;''
^,"?!?!?**...

...

poniedziałek, 24 listopada 2014

Wczoraj

Jedne babcie są na wagę złota, inne srebra.. A nasza jest BEZCENNA!
Już tęsknimy za wczorajszą pogodą i towarzystwem...



















sobota, 22 listopada 2014

Igrzyska śmierci - Kuchniąwnos

Powiedzieć, że Bazyli je bardzo wybiórczo to jakby nic nie powiedzieć.
Bo jadłospis tolerowany przez Byzla jest wąski jak talia, której nigdy nie będę miała.

Pomna wysokich wymagań Synka i udręczona codzienną walką o zjedzenie czegokolwiek-innego-niż-chrupki, wyczarowałam dziś na kolację naleśniki z czekoladą. A że Bzyl jest na diecie bezcukrowej, czekoladą stały się sparzone rodzynki zblendowane z kakaem, roztopionym masłem i odrobiną mleka. Pychota.

Igrzyska czas zacząć!
.
Etap pierwszy pt. KRAINA ŁAGODNOŚCI:
Kroję naleśnika, nadziewam na widelec, podsuwam pod paszczę.
Bazyli ostentacyjnie odsuwa głowę.
Podsuwam pod nos, pod oczy.
Nie patrzy, nie wącha, chwilowo jest nieobecny mentalnie.

Po kilku próbach przechodzę do etapu drugiego pt. DESANT.
Troszkę nadzienia czekoladowego trzeba sprytnie rozsmarować Bzylowi na ustach. Następuje automatyczne oblizanie, a co za tym idzie - wymuszona degustacja.

Mmm, jednak nietrujące to coś. I całkiem smaczne.

Etap trzeci - pt. NIE CHCEM ALE MUSZEM:
Kiełkuje ciekawość nowej potrawy i głód z lekka atakuje kiszki, ale tak poddać się bez walki? Więc Bazyli postanawia wziąć mnie na przeczekanie - owszem, odgryza naleśnika podsuwanego do ust, ale po... milimetrze. W tym tempie prędzej naleśnik wraz ze mną zamieni się w skamielinę niż Bzyl zje go do końca.

Etap czwarty pt. WSTRZĄŚNIĘTE -NIE MIESZANE:
Sam naleśnik jest spoko. Nadzienie też niczego sobie. Razem - nie do przęłknięcia! Rozpoczynamy czwartą turę - podsuwam rozdziawionego naleśnika pod pyszczek a Bzyl zlizuje nadzienie. Litości.

Etap piąty pt. CUD NIEPAMIĘCI:
Jeśli zepnę pośladki i dotrwam do etapu piątego nie rzucając z furią talerzem, to w nagrodę staje się C U D. Bo nagle Bzyl dostaje amnezji - wszystko jest pyszne, zajada ochoczo, i ococichodzimamo?

Zjadł. Padam na deski tego kuchennego ringu. Bez tchu. P. podejmuje reanimację - wyluzuj, przecież zjadł, następnym razem pójdzie lepiej.

Trza zbierać siły, ogłaszać pobór, grupować wojska.
Do następnej kuchennej potyczki.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Maskotka

Wychodzimy z przedszkola. Chłopcy człapią obok mnie. Dziewczynka, na oko 5-6 lat, wychodzi z babcią. I nagle słyszę jej dziewczęcy głosik:
- O! Roszek... On jest taaaki słooodki!

Zareagowałam uśmiechem, a babcia pociągnęła temat:
- Wie Pani, jak dzieci go lubią? W domu opowiadają o nim, i zawsze tak ciepło, serdecznie.

Ot, maskotka przedszkola.



Wiem, wiem, najgorsze przed nami - okrutny wiek podstawówkowo-gimnazjalny, gdy oleju w głowie jeszcze mało, a chęci popisania się przeogromne.

Ale w dorosłych twarzach napotykających spojrzeniem na Roszka też widzę tę czułość. Tą pozytywną ciekawość. Radosne zaintrygowanie Cudaczkiem. Rzadziej obojętność.

Gdy Endorfinki woziły się jeszcze wózkiem po wsi, moje ukochane wsiowe babcie po rękach Roszka całowały. A i dziś, gdy autem przejeżdżam, zatrzymam się, szybę uchylę, to zalewa nas zaraz babcina fala czułości i dajBożeCidziecinozdrówkaipomyślności!

Bazyli również zaczepia wszystkim uśmiechem i ciężko Mu się oprzeć.


Wrogość omija nas szerokim łukiem.






piątek, 14 listopada 2014

Nieśpik

KLASYFIKACJA:


gatunek: Nieśpik

rodzaj: Bezsennus Nocnomarus

charakter: uparcie przytomny

misja: za żadne skarby NIE SPAĆ

występowanie: Roszkowe łóżeczko


Nieśpika poznacie po dźwiękach, jakie wydaje. Wśród nocnej ciszy i ciemności daje się on we znaki:
subtelnym skrzy-skrzyp-skrzyp (tak skrzypi drewniane łóżeczko Nieśpika podczas rytualnego zasypiania - prezentacja TUTAJ) - i już wiadomo, że delikwent nie śpi. Ale nie jest jeszcze źle, bo Nieśpik walczy ze swoją naturą - czyli próbuje sam się ululać do snu (z różnym skutkiem)

Bardziej zaawansowana wersja Nieśpika:
śmielsze tup-tup-tup - co oznacza, że Nieśpik jest na tyle obudzony, że wylazł z łóżeczka i dziarsko maszeruje po skąpanym w mroku mieszkaniu. Cele marszu są różne. Może być to nasze łóżko (i to jest ta lepsza wersja - Nieśpik wgramoli się między nas i jest jeszcze nadzieja, że, wtulony w ciepłe ciała rodziców, zaśnie). Wersją zdecydowanie gorszą jest marsz w kierunku ulubionej grającej zabawki. Taki Nieśpik zdecydowanie gorzej rokuje - jest absolutnie przytomny i chce się bawić. A i wrzeszcząca zabawka może obudzić rodzeństwo i wtedy Nieśpiki się mnożą!

Trzeci rodzaj dźwięków, jakie wydaje Nieśpik, rokuje fatalnie.
A są to dźwięki wysoce zindywidualizowane - w naszym przypadku brzmią: Kolacja! Kalkulacja!

Gdy ciszę nocną przetną te słowa, wiemy, że przypadek jest beznadziejny. Bo to Nieśpik domaga się o 3 w nocy INHALACJI. Trzeba włączyć inhalator i przy tym głośnym buczeniu (nie śpi już nikt) Nieśpik kiwa się, gada, śpiewa i ogólnie impreza się rozkręca.

Nieśpik to nieodłączny towarzysz zespołu Downa. Autyzmu podobno też, ale Bazyli na razie wydaje się być dość oporny na działanie tej bestii i ewentualnie poprzestaje na fazie II (tuptuptup i lulu z rodzicami). Natomiast drugi Nieśpik od zawsze dawał się nam we znaki, ale od miesiąca faza-najgorzej-rokująca ma miejsce co noc.

Jak pokonać Nieśpika?
Mocno przytulić, unieruchomić, choć się buntuje, i czekać, aż zaśnie. Nieśpik sam się nakręca własnymi ruchami, bezruch go wycisza i uspokaja.
Od dwóch dni podajemy również melatoninę.
To nasz jedyny, jak na razie, oręż.

UWAGA!
Nieśpik ma to do siebie, że błyskawicznie się rozmnaża! Gdy już jeden pojawi się w domu, a w dodatku jest nieletni i sam sobą podczas niespania w godzinach nocnych zająć się nie umie, bankowo Nieśpików w domu będzie więcej :(




środa, 12 listopada 2014

Czary mary

Bazyli rozpromienił się ostatnio. Gdzie się nie pojawi, niesie przed sobą swój uśmiech jak pochodnię. Widok to słodki, wzruszający. Na chwilę karleje we mnie odwieczne poczucie winy, że dzieci moje nieszczęśliwe, z bagażem ponad ich siły. I, gdy polukrowani tą bzylowa słodkością, tracimy czujność, następuje eksplozja - wrzasku, tupania. Dramaty nie-do-przeżycia, końce świata typu: koniec bajki lub zakaz wychodzenia za bramę.
Ale tym razem jestem mądrzejsza. Zamieniam się w łagodną skałę - nie do ruszenia, nie do zirytowania. Bzyl wrzeszczy, szarpie, a ja robię swoje. Jestem głucha i ślepa.

Czary! Mary!

Odczarowany!

niedziela, 9 listopada 2014

Platon*

*wpis dedykowany Gęsinczanom, a zwłaszcza Marice :)


Roszek zakończył zadania stolikowe, przyszedł więc czas na nagrodę.
- Co chcesz Roszku? - zapytałam, a odpowiedź wprawiła mnie w konsternację:
- Platon!
Tego to jeszcze u nas nie było! Owszem, konwersacje różne z P. prowadzimy, ale na ścieżkę stricte filozoficzną to za często nie schodzimy.

- Platon?
- Platon!
I podreptał do skrzyni z pluszakami, wygrzebał auto, które po naciśnięciu wydaje z siebie motoryzacyjne dźwięki - słychać warkot silnika i bi bip!
- Auto chciałeś!?
- Auto! Platon!

Znowu konsternacja. Roszek się zaciął: platon, platon.
Poprawiam go: a-u-to, a-u-to.
A on swoje:
- Auto. Platon.
 


Wsłuchałam się wyraźniej.
- Auto. Klaton!





 Klaton... klaton...




I nagle charakterystyczne BI-BIP wybiło mnie z zamyślenia wprost w objęcia objawienia...


A Wy już wiecie? :)

czwartek, 6 listopada 2014

Kierunek: Poznań!

Specyfika naszych dzieci rzuca nas po kraju jak hokeista krążek hokejowy po lodzie. Na naszej "mapie medycznej" znalazły się już: Łódź, Wrocław, Zielona Góra, a nawet Gdańsk. Dziś przyszedł czas na... Poznań!

O boreliozie, którą przechodziłam nosząc Bazyla pod sercem, pisałam tutaj. I, przyznaję się bez bicia, olaliśmy sprawę. Bo Pani Doktor zapewniła, że dziecku nic nie grozi, bo tyle było innych spraw do załatwienia z Roszkiem, bo żaden lekarz nigdy nie zareagował na informację o mojej ciążowej infekcji odkleszczowej.

A jednak naszedł taki dzień, gdy, włócząc się po internetowych uliczkach, natknęłam się na hasło: BORELIOZA A AUTYZM. I zamarłam. Szybkie poszukiwania informacji, rozeznanie w terenie, samobiczowanie - jak mogłam wcześniej tego nie sprawdzić!?

Wstąpiliśmy z Bazylim na krętą diagnostyczną ścieżkę pod kątem domniemanej boreliozy wrodzonej.
Pierwszy test z krwi - na miejscu - wynik wątpliwy.
Drugi test innego typu - krew wysłana kurierem do laboratorium w Poznaniu - wynik negatywny.

Ale borelioza to taka mimoza, że nakryć ją czarno na białym to jak szukanie igły w stogu siana.
Więc udaliśmy się dziś do Poznania do Poradni Leczenia Boreliozy.
Pan doktor zlecił kolejny test - na inne choroby odkleszczowe - żeby była Pani spokojniejsza.

I to będzie ostateczny strzał.

Na razie jesteśmy o 1000 zł ubożsi i o tryliard informacji o boreliozie mądrzejsi.

wtorek, 4 listopada 2014

PR

Zupełnie niezależnie od siebie P. i ja wpadliśmy na pomysł, że z racji rozgadania się Roszka należałoby popracować nad Jego autoprezentacją. Bo przecież dzieci w przedszkolu są Roszka ciekawe i zagadać Go mogą, ot niewinnie wziąć na spytki.
Więc każde z nas szkoliło Roszka jak odpowiadać na konkretne pytania. Ale trenerów dwóch to o jednego za dużo...

- Roszku, jak masz na imię?
-.... Pięć!
- A ile masz lat?
-..... Roooszek!


To by było na tyle jeśli chodzi o roszkowy PR.

niedziela, 2 listopada 2014

Zyl

Roszkowa mowa ewoluuje z dnia na dzień, a postępy najlepiej słychać w imieniu brata. Bazyli szybko awansuje w ustach Roszka: z początkowego, skromnego Li, dublując się w Lili, potem przechodząc w bardziej zaawansowaną formę Balili. A dziś Bazyli objawił się w ustach Roszka niczym światło jutrzenki w ciemną noc. A było to tak...

Gdy chłopcy obaj są przeze mnie huśtani na huśtawkach (patrz pierwsza scena filmu),bawimy się w taką wyliczankę:
Bazyli - Roch!
Bazylek - Roszek!
Bzyl - Roś!

I tak w kółko.

Dziś Bazyli wzgardził tą atrakcja i Roszek na huśtawce zasiadł sam. Więc, żeby było konsekwentnie i adekwatnie do sytuacji, zaintonowałam wyliczankę w wersji pojedynczej: Roch! Roszek! Roś!
Ale Roś - nie w ciemię bity - przepięknie dopowiedział imię brata - w każdej formie!
I tylko zestaw głosek BZ okazał się nie do pokonania i Bzyl pozostał Zylem.
A więc:

B A Z Y L I - Roch!
B A Z Y L E K - Roszek!
Z Y L - Roś!

Gdy Roszek wypowiada jakieś słowo niezniekształcone to nadal ciężko mi uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Niedowierzający umysł podejrzewa dubbing. A jednak...

HIP HIP HURA!!!!
(w wersji roszkowej R należy zamienić na J) :)