poniedziałek, 25 lutego 2013

Meritum

W sobotę za sprawką Szanownego Jubilata i Roszka Rozbójnika wyszłam z siebie i stanęłam obok. Jako taką równowagę psychiczną przywróciło mi godzinne odśnieżanie szuflą śniegu przed domem. Swój stan określam jako tymczasowo stabilny...

A Łobuzy nie próżnują.. Przez ostatnie trzy dni kwiatek doniczkowy, który stoi w pokoju chłopców na parapecie, wylądował na dywanie dwa razy. Raz za sprawą Bzylka, raz Roszka. Swoją drogą - co za zgranie względem celu ataku! Za każdym razem wydałam z siebie tylko cichy jękostęk i pokornie wzięłam się za odkurzanie. A dziś przyszła refleksja - być może Łobuzy sobie tego kwiatka w pokoju nie życzą, albo właśnie podoba im się tak bardzo, że nie mogą się powstrzymać przed ręczną manipulacją nim! I tu przechodzimy do meritum, czyli do mojej bezbrzeżnej tęsknoty za komunikacją werbalną w wykonaniu moich dzieci pt. Mamusiu, zabierz ten kwiatek! Mamusiu, siku! Pić! Boli! Jeść! Param pam pam, cokolwiek, byleby podane prosto i wyraźnie. Mój biedny mózg wreszcie by odpoczął od ciągłej analizy kwękostęków i rykowyjców. Słowa jak na tacy - tylko brać! Eh... Najprawdopodobniej kiedyś się doczekam. A na razie - analiza wyrazów dźwiękonaśladowczych..

A to efekty niedzielnej pracy twórczej Taty w asyście Bałwanków :)

Zdjęcie0028

Zdjęcie0026

***


Dzwoniłam dziś do Łodzi, lecz nie zastałam naszej Pani Doktor. Jak nie dziś, to jutro, pojutrze. Wracają czarne myśli, kosmate, złe strachy.. Tak długo czekamy, że nadchodząca operacja Roszka wydaje się być nierealnym widmem. Tymczasem, wielkimi krokami.. Tup, tup, słyszycie?

sobota, 23 lutego 2013

2 urodziny Bazylka

Dokładnie dwa lata temu w naszej rodzinie pojawił się Mały Kosmita - dziecię o oczach nieziemskich i wrzasku równie powalającym :) Roszek dzielnie przyjął młodszego braciszka - płakał razem z nim i śmiał się wraz z nim, i tak jest do dzisiaj..
Wszystkiego najlepszego Bzylątko!!!

A poniżej filmik o Bohaterze Dnia :)


wtorek, 19 lutego 2013

Trolle Wodne

Obrazek

KLASYFIKACJA:

gatunek: Troll Wodny (zwany również Ogrem Chlapusem)

rodzaj: człekotrollowate

charakter: wredny

misja: całą wodę z wanny/brodzika przetransportować na podłogę

występowanie: akweny wodne, baseny, domy prywatne, od niedawna: nasza łazienka...

UWAGA! Trolle odporne na wszelkiego rodzaju spokojną werbalną perswazję, niespokojną werbalną perswazję, bardzo niespokojną werbalną perswazję, a nawet na groźby karalne. Jedyny skuteczny sposób pozbycia się szkodnika: poczekać, aż dorośnie.

piątek, 15 lutego 2013

Wróg

Od wczoraj w małych noskach moich Synków czai się wróg. Zainstalował się tam niepostrzeżenie i teraz gulgocze, pochlipuje, dyskretnie ścieka po małych buźkach. W mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka: ATTENTION! ACHTUNG! POZOR! Wypowiedziałam wojnę intruzowi i zarządziłam powstanie zbrojne: inhalacje solą fizjologiczną trzy razy dziennie (jak się da, to częściej, ale na razie według moich dzieci "się nie da"), nawilżanie nosków i powietrza w domku, zakraplanie nosków wodą morską i odciąganie intruza fridą, wzmożona dawka witaminki Ce, ewentualnie olejek z drzewa herbacianego/maść majerankowa pod nosek na noc. To nie może się rozpanoszyć WŁAŚNIE TERAZ, gdy nasz wyjazd na decydujące starcie TUŻ TUŻ! :(

A więc WOJNA! Katarowi mówimy stanowcze i zdecydowane: NIE!

***


Zawsze powtarzam Roszkowi, że NIKOMU Go nie oddam.

Nikomu, poza Tym Człowiekiem:

http://dziendobry.tvn.pl/...west,76221.html

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynki

Dziś Święto Miłości, więc od Roszka, dla wszystkich przyjaciół, fragment jego ulubionej piosenki Arki Noego pt. Ruszaj Ziarno:

"Miłość jak kosmos cały,


a ja jestem robaczek mały.


Miłość jak ocean wielka,


a ja jestem mała muszelka.


Miłość jak ogromna skała,


a ja taka kruszynka mała.


Miłość jak drzewo okazałe,


a ja jestem ziarenko małe..."



Obyście zawsze pławili się w tym nieskończonym ogromie, jakim jest Miłość właśnie :)

środa, 13 lutego 2013

Łobuzy i Sztuka

Od jakiegoś czasu w naszym domu niepodzielnie panują Sztuki Piękne lub Piękne Sztuki, jak kto woli. Bazyla ciężko nam oderwać od kredki, a z kolei kredkę ciężko Bazylowi oderwać od, wielce kuszących, wszelakich powierzchni gładkich w naszym domu. I tak oto rośne nam mały Michał Anioł - niemal codziennie mamy okazję odkrywać nowe freski ścienne w wykonaniu Juniora. Mama, czyli ja, wykazuje się wielką ignorancją i brakiem szacunku dla pracy artysty i z uporem maniaka ściera te dzieła sztuki ze ścian. Niepowetowana strata dla świata kultury...

Obrazek

Natomiast Roszek, z racji swego dość ospałego charakteru, zdecydowanie woli sztukę konsumować, niż ją tworzyć...Dziś do konsumpcji wybrał dzieło autorstwa Izy, jednej ze swoich Mam Chrzestnych (bo Roś ma dwie dwie Mamy Chrzestne, a co!). Efekty konsumpcji na załączonym obrazku:

Obrazek

Obrazek

Bon appétit Kochanie! :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Z poradnika Pani Domu :)

buduj z dziećmi zamki


trwalsze niż te z piasku


układaj z nimi drogę


ze szklanych kulek marzeń


myj codziennie troskliwie


w kąpieli czułych słów

poniedziałek, 4 lutego 2013

No i lipa...

Dzwoniłam do Łodzi. I już wiem. Znowu nici z wyjazdu, ale tym razem definitywnie. Do tej pory był korek na sali pooperacyjnej i była nadzieja, że za dzień za dwa, miejsca się zwolnią, operacje ruszą i pojedziemy. Ale teraz problem jest inny. Nie ma dla Roszka homograftu. To taka biologiczna zastawka wypreparowana z ludzkich zwłok (tak, tak, ZWŁOK, więc chwała wszystkim dawcom!). Jest to bardzo droga i rzadka "część wymienna", szpital dostaje ją raz na jakiś czas. Gdy czekaliśmy w grudniu na operację, akurat homograft był. Plany pokrzyżowała infekcja wymiotno-sraczkowa Roszka. Pewnie na oddziale było teraz jakieś dziecko, które też wymagało homograftu i go dostało. Nie jest to część zamawiana na konkretne dziecko, jak mniemam, tylko po prostu jest na stanie, albo nie, i dają temu, kto akurat potrzebuje i jest gotowy do operacji. Nie wiem też, jak z terminem ważności takiego homograftu - być może trzeba wszczepić go szybko, nie może czekać.

No nic. Mam dzwonić pod koniec lutego. Więc jest mała ulga - przynajmniej 3 tygodnie spokoju. Do tej pory "nie znaliśmy dnia ani godziny" i uwierzcie, nie jest to przyjemny stan. Ciągle wstawiam pranie, żeby w razie nagłej wieści o wyjeździe wszystko było gotowe. Ale w głowie już kotłują się myśli - czy nic się przez ten czas czekania nie wydarzy, czy serduszko Roszka sobie radzi i NAPRAWDĘ może czekać (już czeka, i czeka, i czeka..)? I czy marzec to dobry czas na operację? Przesilenie wiosenne, wszystkie zarazki się "budzą" po zimie.. Ale zaraz na siłę uruchamiam machinę pozytywnego myślenia: teraz panuje grypa, też niedobrze.. Co człowiekowi zostaje? Tylko to zdanie, zdecydowanie nadużywane przez gatunek ludzki: widocznie tak miało być...:(