W normalnej rzeczywistości pakowalibyśmy się na nasz ukochany turnus, który zaczyna się jutro. W tym roku tam nie pojedziemy. Ominie nas wiele innych atrakcji i stałych punktów wakacyjnego programu... Wspólna droga z moimi dziećmi nauczyła mnie jednak, że "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma". Postanowiliśmy na czas kwarantanny zająć się domem, ogrodem, zapewnić Endorfinkom jakieś ciekawe atrakcje na ich własnym podwórku. Jesteśmy przygotowani na lato i mam nadzieję, że przetrwamy je w jako takim zdrowiu psychicznym i fizycznym.
Na te kilka ostatnich miesięcy odpuściłam zupełnie sprawy zdrowotne typu badania kontrolne. Teraz, pomału, odmrażam różne wątki, które snuły się przed pandemią i czekały na swój finisz. Pod koniec lipca Bazyli będzie miał badanie przetwarzania słuchowego. Nareszcie dotarłam do bardzo dobrej specjalistki, która ma ogromną wiedzę i doświadczenie i wiem, że będziemy w najlepszych rękach! Jak zwykle, wiążę wielkie nadzieje z kolejną terapią i możliwości pomocy Bazylemu w byciu ciut szczęśliwszym i spokojniejszym... Być może sromotnie się zawiodę. Nie pierwszy i nie ostatni raz... Ale, podobno, dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą...
Z badaniem roszkowego serduszka jeszcze zaczekamy, bo chłopak wszystko bierze do buzi i jest najbardziej narażony na ewentualne covidowe powikłania, a dopóki biega po leśnych górkach tak, że ledwo możemy za nim nadążyć - jest dobrze.
Bez żalu porzucam też zdalne nauczanie - choć szło nam nieźle, to jednak wiem, że o wiele więcej chłopcy nauczyliby się w szkole, ze swoimi wspaniałymi Paniami, wśród rówieśników i w szkolnej, a nie domowej przestrzeni. Pocieszam się, że my i nasze dzieci będziemy się uczyć przez całe ich życie, a nie czekają nas żadne egzaminy, matury, sprawdziany. To taki przywilej niedomagania intelektu - człowiek bywa prawdziwie wolnym ( w pewnych obszarach) :)
Lato, przybywaj. Jesteśmy gotowi!