sobota, 27 czerwca 2020

WA-KA-CJE!




Wakacje! Czym tu się cieszyć, skoro od połowy lutego siedzę z dziećmi w domu... Jakoś Endorfinki mają wybitnego pecha jeśli chodzi o naukę w szkole. Pierwszy rok tej przygody rozpoczęli z miesięcznym opóźnieniem, w salce parafialnej. I, choć przez cały rok jeździli na zajęcia lekcyjne, to oficjalnie byli w edukacji domowej, a świadectwo otrzymali z jeszcze innej placówki, która zgodziła się nas przyjąć pod swoje skrzydła... W tym roku nasza szkoła ruszyła oficjalnie i mieliśmy nadzieję na klasyczne dwa semestry. A tu bęc!
W normalnej rzeczywistości pakowalibyśmy się na nasz ukochany turnus, który zaczyna się jutro. W tym roku tam nie pojedziemy. Ominie nas wiele innych atrakcji i stałych punktów wakacyjnego programu... Wspólna droga z moimi dziećmi nauczyła mnie jednak, że "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma". Postanowiliśmy na czas kwarantanny zająć się domem, ogrodem, zapewnić Endorfinkom jakieś ciekawe atrakcje na ich własnym podwórku. Jesteśmy przygotowani na lato i mam nadzieję, że przetrwamy je w jako takim zdrowiu psychicznym i fizycznym.
Na te kilka ostatnich miesięcy odpuściłam zupełnie sprawy zdrowotne typu badania kontrolne. Teraz, pomału, odmrażam różne wątki, które snuły się przed pandemią i czekały na swój finisz. Pod koniec lipca Bazyli będzie miał badanie przetwarzania słuchowego. Nareszcie dotarłam do bardzo dobrej specjalistki, która ma ogromną wiedzę i doświadczenie i wiem, że będziemy w najlepszych rękach! Jak zwykle, wiążę wielkie nadzieje z kolejną terapią i możliwości pomocy Bazylemu w byciu ciut szczęśliwszym i spokojniejszym... Być może sromotnie się zawiodę. Nie pierwszy i nie ostatni raz... Ale, podobno, dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą...
Z badaniem roszkowego serduszka jeszcze zaczekamy, bo chłopak wszystko bierze do buzi i jest najbardziej narażony na ewentualne covidowe powikłania, a dopóki biega po leśnych górkach tak, że ledwo możemy za nim nadążyć - jest dobrze.
Bez żalu porzucam też zdalne nauczanie - choć szło nam nieźle, to jednak wiem, że o wiele więcej chłopcy nauczyliby się w szkole, ze swoimi wspaniałymi Paniami, wśród rówieśników i w szkolnej, a nie domowej przestrzeni. Pocieszam się, że my i nasze dzieci będziemy się uczyć przez całe ich życie, a nie czekają nas żadne egzaminy, matury, sprawdziany. To taki przywilej niedomagania intelektu - człowiek bywa prawdziwie wolnym ( w pewnych obszarach) :)

Lato, przybywaj. Jesteśmy gotowi!



piątek, 12 czerwca 2020

11



Trzy dni temu Roszek zrobił wszystkim psikusa i skończył 11 lat. Jedenaście!!! Tym oto sposobem mamy w domu nastolatka, choć główny zainteresowany uparcie się denerwuje, gdy powtarzam mu, że ma już 11 lat. Kiedyś wbiliśmy mu do głowy, że ma 6 i od tej pory ciężko to w roszkowej głowie odkręcić. 
Impreza odbyła się na raty i tylko w gronie najbliższej rodziny. Szanowny Jubilat otrzymał słuchawki bezprzewodowe, w których rzeczywiście wygląda poważnie) i grającego misia dla niemowlaków (podobnie jak rok temu). Tak to już jest, że element baśniowy (czyli bobasowy) będzie Roszkowi towarzyszył już zawsze. 

Kochamy tego Gościa miłością nieziemską. On o tym wie i wykorzystuje nasze miękkie serca na swój sprytny, rozczulający sposób. Po urodzinkach nie spał do pierwszej w nocy. Wstał rano o szóstej. Pobrykał do wieczora.

Nadal nie mam pewności, czy Roszek rozumie pojęcie URODZINY. Na pewno za to rozumie słowa: PREZENT i CIASTO CZEKOLADOWE.

I wszystko gra :)







czwartek, 4 czerwca 2020

Nuda


Trwamy. Przy biurku odrabiając lekcje. Przy stole pałaszując pyszności (Bazyli!). W łóżkach - śpiąc w przeróżnych konfiguracjach. Bazylemu zdarzyło się już trzy razy zbudzić o 23 i nie spać do rana, a potem przez cały dzień funkcjonować, jak gdyby nigdy nic. Tak mu dokucza alergia wziewna na pyłki, pomimo brania leku przeciwhistaminowego. Takie wiosenne gratisy. Ale nie będę narzekać. W czasie tej naszej (dobrowolnej już) kwarantanny najbardziej trwamy jednak w... ogrodzie. Pogoda, choć momentami deszczowa, wydaje się dla nas idealna... Bujamy się w hamaku, na huśtawce, wspinamy na drabinki, siedzimy w namiocie. Ten ogród ratuje moją duszę przed mrokami szaleństwa. I wiem, że Endorfinkom również pomaga przetrwać ten czas izolacji. Bo my nie luzujemy, nosimy maseczki, unikamy ludzi, nie przyjmujemy gości poza najbliższą rodziną. Odwołaliśmy też wyjazd na turnus rehabilitacyjny - nasze wielkie, coroczne święto, na które wielką radością jeździmy od 6 lat. Serce boli, ale tak trzeba. Wiem to.

Przy śniadaniu pytam Roszka:
- Chcesz kanapkę z serem czy z dżemem?
A Roch na to:
- Wszego świata Odkupiciel!

Nawet przyziemnym czynnościom nadaje głęboki, duchowy wymiar :)

Babcia nasza kochana w naszej skarpetkowej szufladzie, na samym jej dnie odkryła zapleśniałą skórkę banana, troskliwie przykrytą bielizną. Bazyli coraz cześciej zostawia nam takie niespodziewanki - pilot od telewizora w bębnie pralki, kabanos między książkami na półce, ładowarka do telefonu w koszu na śmieci...

Nuda? Nie znam tego stanu. Marzę o niej. Ale...

Pokochałam tę izolację. Miłość to trudna, bolesna, a jednak piękna. Z perspektywy tych trzech miesięcy widzę, jak bardzo byłam zmęczona i jak bardzo mi dobrze bez tego codziennego pędu, tłumu ludzi wokół. W ogrodzie rozśpiewanym ptasimi trelami. Z zielenią zaglądającą do domu z każdej strony.

Dotrwamy tak do września. Oby.