Mili Państwo, polubiłam sklerozę.
Tak, tak, bawimy się wraz z P. w zaniki pamięci - cóż za relaks i odprężenie!
Tak cudownie żyje nam się bez tego całego napięcia szpitalno-operacyjnego, że pozwoliliśmy sobie na czas jakiś zapomnieć, że nas to jednak DOTYCZY. Ot, co! Żyjemy sobie spokojnie, bezpiecznie, bez większych emocji związanych z takimi dylematami jak: czy nasze dziecko przeżyje operację? czy my przeżyjemy, jeśli ono jednak nie? itd. itp. ect. Przestałam w myślach codziennie pakować walizkę do szpitala i wizualizować sobie zatroskane oblicza lekarzy załamujących ręce nad poplątanym sercem naszego Rocha. Zmęczony mózg oddycha z ulgą - wreszcie zwykłe codzienne problemy: co zrobić na obiad? jak ubrać dzieci? pozwolić im zjeść jeszcze jedno ciastko czy nie? Co za komfort życia - zapomnieć na chwilę, że jednak nas czeka co nie co. Nie przyłapywać się co chwilę na gdybaniu, czy to nie aby nasze ostatnie chwile razem? Nie czuć guli w gardle patrząc, jak Roszek beztrosko się śmieje, wiedząc, ile jeszcze przed nim walki o życie. Tak, zapomnieć, że ma się przed sobą Bitwę O Wszystko - bezcenne.
Tak więc trwamy w niepamięci tego, co złowrogo czai się za rogiem. Niedługo przyjdzie mi otrzepać się z błogostanu i chwycić za słuchawkę od telefonu. Droga na szczyt wiedzie bowiem po kablu telefonicznym, pierdyliony światłowodów w tę i we w tę, aż do skutku.
Tymczasem - cud niepamięci niech się święci...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz