piątek, 9 sierpnia 2013
9 August, 2013 09:50
Boks nr 1: półtoraroczna dziewczynka.Wypadła z 3 piętra. Przyleciała helikopterem. Kamery telewizyjne skierowane na zrozpaczoną rodzinę czekającą pod blokiem. News jak znalazł. Boks nr 2: chłopczyk, 7 tygodni, od urodzenia w szpitalu, połówka serca, nie nadaje się do operacji, narządy przestają pracować, równia pochyła. Boks nr 7: Roszek, lat 4, zespół Downa, po operacji serca, serce naprawione, płuca zawalone. I jeszcze wiele innych niewinnych istot. Wszyscy pod respiratorami, zależni od maszyn. Wylęgarnia cierpienia - tak hoduje się ból. I nadzieję! Przepraszam za ton markotny. To nie jest miejsce dla wrażliwych ludzi, to nie jest miejsce dla nikogo! A jednak wszystkie te dzieci walczą, a "dopóki walczysz jesteś zwycięzcą"! Zaraz idziemy do Gusia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Madziu,ja w tej wylęgarni spędziłam pól roku :( Można się przyzwyczaić. Oswoić z widokiem cierpiących dzieci. Cieszę się że Rosi zdrowieje,płucka na pewno dadzą rady i wkrótce udacie się na kariochirurgię :) Ah i wspomnę - Gabrysi na odlezyne najlepiej działał zwykły,puszczony tlen. Żadne żelki ani nic innego. To tak na marginesie. Nadal ciągle co dzień zaglądam,modlę się o Was i wierzę w powodzenie :):) Buziak dla Rosia od Gabryśki :)
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowitą,dzielną,wspaniałą mamą. Nie dziwię się,że Roszek wybrał sobie właśnie Ciebie. Nadal trzymam kciuki i modlę się za Niego jak i wszystkie chore dzieci.
OdpowiedzUsuńMama Ani,hrhs
Wciąż myślami przy Was!
OdpowiedzUsuń