czwartek, 25 września 2014

I po sprawie. Serce w porzadku. Jutro wracamy do domu.

Kazde przejscie obok intensywnej terapii to skurcz brzucha i ciary na plecach. Ale jest inaczej niz rok temu. Bo slysze obok tuptanie malych stopek, a w dloni trzymam raczke mojego Synka. I to zmienia WSZYSTKO.
Przy wejsciu na blok opercyjny zawsze stoja zaplakani rodzice, sparlizowani strchem. Rok temu, gdy i my czekalismy, a za sciana Pan Profesor przemeblowywal roszkowe serduszko, pewien tata przechodzil obok ze swoja kilkuletnia coreczka. Zatrzymal sie pod intensywna terapia i powiedzial do dziecka: "Tu lezalas w stanie krytycznym". Jestem pewna, ze chcial nas podniesc na duchu, dac nadzieje. Teraz ja robie to samo i glosno mowie do Roszka mijajac OIOM: "Roszku, dlugo tu lezales i badzo sie o Ciebie balismy".

Czas przeszly.
Moj ulubiony.

4 komentarze :

  1. Kochany Magduszku, czekaliśmy z nadzieją do tego czwartku, że wszystko dobrze i HURRA!

    Apropos empatii lekarza -"siła wyższa"- ileż głazów mogłoby nam z głowy wyjąć stosowanie tej zasady...

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo się cieszę i życzę bezpiecznej drogi do domu. mk

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że macie to za sobą, a serducho Roszka puka w rytmie radosnym. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla nas czas przeszły,teraźniejszy i przyszy ,a kazdy sygnal telefonu wprowadza mnie w tachykardie ... To juz zaraz.

    OdpowiedzUsuń