Kazde przejscie obok intensywnej terapii to skurcz brzucha i ciary na plecach. Ale jest inaczej niz rok temu. Bo slysze obok tuptanie malych stopek, a w dloni trzymam raczke mojego Synka. I to zmienia WSZYSTKO.
Przy wejsciu na blok opercyjny zawsze stoja zaplakani rodzice, sparlizowani strchem. Rok temu, gdy i my czekalismy, a za sciana Pan Profesor przemeblowywal roszkowe serduszko, pewien tata przechodzil obok ze swoja kilkuletnia coreczka. Zatrzymal sie pod intensywna terapia i powiedzial do dziecka: "Tu lezalas w stanie krytycznym". Jestem pewna, ze chcial nas podniesc na duchu, dac nadzieje. Teraz ja robie to samo i glosno mowie do Roszka mijajac OIOM: "Roszku, dlugo tu lezales i badzo sie o Ciebie balismy".
Czas przeszly.
Moj ulubiony.
Kochany Magduszku, czekaliśmy z nadzieją do tego czwartku, że wszystko dobrze i HURRA!
OdpowiedzUsuńApropos empatii lekarza -"siła wyższa"- ileż głazów mogłoby nam z głowy wyjąć stosowanie tej zasady...
Brawo się cieszę i życzę bezpiecznej drogi do domu. mk
OdpowiedzUsuńCieszę się, że macie to za sobą, a serducho Roszka puka w rytmie radosnym. :*
OdpowiedzUsuńDla nas czas przeszły,teraźniejszy i przyszy ,a kazdy sygnal telefonu wprowadza mnie w tachykardie ... To juz zaraz.
OdpowiedzUsuń