Czasem zaatakuje bez ostrzeżenia, w najmniej stosownym momencie, i człowiek musi ulec, bezbronny jak Bazyli wczorajszą porą popołudniowo-wieczorową:
Innym razem opuści delikwenta nagle, bez pożegnania, bez tłumaczenia, zostawiając na pastwę nocy. Tak porzucony został dziś Roś - dokładnie o 3.20. Porzucony na długo i na poważnie.
A czasem ten pokrętny stwór mami jak fatamorgana spragnionych wędrowców na pustyni, staje się obsesją i jedynym ukojeniem - zupełnie tak, jak dziś omamił mnie.
Marudzącym, niezdecydowanym , kręcącym nosem i owijającym nas sobie wokół palca snom mówimy głośne i stanowcze NIE!
Ale że mu tak wygodnie w tym zawieszeniu między krzesełkiem a blatem. :)) Straszne to, jak sen woła: chodź do mnie, a ty musisz tkwić na posterunku. Z niedospaniem twym solidaryzuję się i łączę w bólu "zapiaszczonych" oczu. Dobrego, wyspanego poniedziałku! :*
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Bazyli zatrzymany w chwili
OdpowiedzUsuń