Roś zaniemógł. Kaszel, stan podgorączkowy. Specjalnie na tę okoliczność zwołany Sztab Kryzysowy w składzie P. i ja zarządził przymusowe kiblowanie w domu Pacjenta. Więc Bazyli na uczelnię pojechał z Tatusiem, a my zostaliśmy S A M I W D O M U.
W piżamach. W domowym bałaganie. W błogim spokoju.
Przypomniałam sobie, jak to jest mieć jedno dziecko. Tylko jedno. Nawet nie szkodzi, że z Downem. Moja wiecznie rozdwojona jaźń wreszcie może się zjednoczyć. Świat stał się nagle do bólu prosty i oczywisty: bawimy się, trochę uczymy, a trochę nie robimy nic. I jest cudnie.
Pierwszy rok życia Roszka pamiętam, pomimo lęku o jego serce, jako czas spokoju i radosnej codzienności. Jak cudownie odkrywać z bobasem cały świat! Ten błogostan tracimy bezpowrotnie, gdy pojawi się drugie dziecko. Bo odtąd siły są nierówne - ja i oni, 2:1, gdy tata dzielnie zarabia na nasz byt i go po prostu przy nas nie ma.
Czasami grzeszę w myślach zastanawiając się, jakież cudownie proste byłoby nasze życie, gdybyśmy zaprzestali prokreację na Roszku.
O ile mniej wylanych łez? Przejechanych kilometrów? O ile mniej zgryzoty i zamartwiania się? O ile więcej ciszy w domu i czasu na bezkarne czytanie książek?
Ale ile mniej Miłości...
Uwielbiam czytać Waszego bloga. Życzę dużo zdrówka. Podrawiam. Mama Autika:)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwy ROSZEK
OdpowiedzUsuńMniej Miłości i śmiechu, który - Madziu - obdarza wszystkich, kiedy im przesyłamy klip Endorfinek(GENIALNY!!!). Odpisują: wzór życia rodzinnego, dlaczego tak nieczęsto wprowadzany w życie?!
OdpowiedzUsuńPo "Nie-mocy" serce mi zamarło, chociaż doświadczone mamusie fajnie Ci dodały ducha. Oglądamy na smutek i chandrę mordobijkę Wasz film i wierzymy, że huśtawka życia odda Wam śmiechu. Memento mori i humori!
A widziałaś kiedyś anioła z jednym skrzydłem? :)
OdpowiedzUsuń