Siadamy do śniadania.
- Roszku, co chcesz?
- Om... (zamiast Am).
Uczymy się savoir vivre'u.
Dzień dobry, do widzenia, dziękuję.
Roszek się zafiksowuje na spacerze:
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję, dziękuję...
Huśtam Roszka na huśtawce w ogrodzie.
- Roszku, chcesz wysoko?
- Kak.
- To jak huśtamy?
- Wy-so-ko.
- Jeszcze?
- Kak.
Takie nasze szczątkowe dialogi, resztkowe rozmowy, okruszki, ociupinki.
Przy nie-mówiącym-nic Bazylku Roch wydaje nam się straszną gadułą.
Gdy się nie ma, co się lubi - to się lubi, co się ma.
A jak już Roch zaczyna śpiewać z Freddiem Mercurym we will, we will rock you! - to jestem szczęśliwa, po prostu.
Po roku regresowania, po bolesnym osuwaniu się w niebyt, nasz Pierworodny wraca. Pomalutku, tup, tup, tup, pojawiają się nowe słowa, czasem wzrok przytomniejszy, więcej zainteresowań i potrzeb.
Ptaki się rozśpiewały, drzewa pączkują, fiołki kuszą swą wonią, bzyczą pierwsze, ospałe trzmiele.
Piosenki się piszą, sprzęt do nagrywania się kompletuje, plany się robią, goście się zapowiadają.
Życie się dzieje!
Lubię. Cudowni chłopcy.
OdpowiedzUsuńwiosna wszystkich i wszystko budzi, może i Bzylka rozrusza. Wasze dzieci mają to, Magda, o czym marzył Bunin(całe życie marzył o miłości, a dostał tylko Nobla - J. Głowacki "Przyszłem.."s. 19)[komputer poprawia na "przyszedłem"]
OdpowiedzUsuń