Mamy swoje małe rytuały. Jeden z nich wygląda następująco: włączam konkretną płytę z pięcioma piosenkami dla dzieci, które chłopcy bardzo lubią. Śpiewam, gram na bębenku. Chłopcy chłoną, Roch asystuje przy bębnie, Bzyl piszczy z radości. Włączam w głowie autopilota - ciało gra i śpiewa, a umysł podróżuje daleeeko. A dziś niespodzianka: Roszek nie życzy sobie grania na bębenku. Bazyli natomiast sobie życzy, i to bardzo. Jeden i drugi manifestuje swoje niezadowolenie dzikim wrzaskiem i jękiem zarzynanej świni. Szach. Mat. A raczej Pat.
Uświadomiłam sobie, że odkąd Roszek przyszedł na świat, przyjęłam na siebie rolę Teatru Jednego Aktora. Jestem jak cyrkowiec - śpiewam, gram, recytuję wierszem i prozą, tańczę, żongluję, jeżdżę na jednokołowym rowerku i co tam jeszcze chcecie. A raczej - oni chcą. Wzięło się to z myślenia pt. Biedny Roszek, Małe Dałniątko, Trzeba Go Zabawiać, Zainteresować, Stymulować I.T.D.
I super. Tylko, że w pewnym momencie powinnam była włączać chłopców w te zabawy, wymagać aktywności z ich strony. Widocznie przegapiłam ten moment, albo materiał trafił mi się wyjątkowo oporny... I mam teraz dwóch widzów: wymagających, krytycznych, apodyktycznych. Ale też najwierniejszych fanów, o jakich w innych okolicznościach mogłabym sobie tylko pomarzyć.
Ja.
Matka.
Szafa Grająca.
'' Ale też najwierniejszych fanów, o jakich w innych okolicznościach mogłabym sobie tylko pomarzyć.''
OdpowiedzUsuńTy wiesz...
Aż się zaśmiałam:) Mój synek ma trisomię 8 ch.No i nie ma książek o nim, więc czytam o dzieciach z ZD., wspomaganiu, stymulowaniu...i czytałam ostatnio, że rodzice chorych dzieci są bardzo dyrektywni, narzucają zabawy, bo wiadomo, chcą stymulować.I tak samo mam, zabawiam, przedstawiam, a czasem jestem obiektem krzyków i niezadowolenia ze skpektaklu.Co zrobić;)
OdpowiedzUsuń