czwartek, 15 października 2015

Rajskie ptaki

Przez ostatnie siedem lat poznałam ich tak wiele...
Pierwszy był Ernest - z jego mamą razem czekałyśmy na narodziny naszych synków. Choć wirtualnie tylko, jednak dzieliłyśmy ze sobą troski i niepokoje oczekiwania. Erni przyszedł na świat niedługo po Roszku, również w Łodzi. Po pierwszej operacji serca odszedł. Tuliłam wtedy dwumiesięcznego Roszka do piersi i łkałam niemo. Potem była malutka Madzia z zd, której cudną, sterczącą czuprynę zapamiętam na zawsze. Maciuś z boksu obok na łódzkiej kardiologii, który wiecznie się do nas uśmiechał i któremu zdążyłam podarować autko. Piotruś zawsze uśmiechnięty i pogodny. Zuzia sina jak śliweczka, która, mimo braku sił, miała w sobie wielką miłość do życia i brojenia. Igorek, który odchodził otoczony wielką miłością swoich mądrych rodziców. Wiele, wiele twarzyczek. Wiele istnień.

Jednak to się dzieje naprawdę - dopóki żyjemy sobie w naszym bezpiecznym kokonie codzienności, nie wiemy, nie chcemy wiedzieć, lub rejestrujemy ten fakt i szybciutko wymazujemy go z pamięci - DZIECI UMIERAJĄ. Odchodzą cichutko, jak rajskie ptaki. Czasem pojawiają się na chwilkę, czasem są z nami przez lata, by nagle, swoim odejściem, pozostawić w sercu wielki lej jak po atomowej bombie.

Miałam okres, gdy wszędzie widziałam białe trumienki i obsesyjnie myślałam o śmierci. Czytałam wypowiedzi rodziców, którzy stracili swoje dzieci, z naukowym zacięciem rozkładałam na czynniki pierwsze ich ból. Jakbym chciała profesjonalnie przygotować się na to, że możemy stracić Roszka.

Dziś wiem, że na śmierć własnego dziecka przygotować się nie da, szczególnie tę nagłą. To zawsze będzie koniec świata, oczekiwany, lub nie. I ta świadomość pozwoliła mi odpuścić, przestać żyć pod dyktando tego paraliżującego strachu.

Dziś obchodzimy Dzień Dziecka Utraconego.



5 komentarzy :

  1. Jak bardzo chciałabym nie rozumieć o czym piszesz....ale jest jak jest. Jedyne czego się nauczyłam, to ze tego nie da się "prze-żyć", z tym się żyje, codziennie. A czas niczego nie leczy. Ukrywa tylko to coraz głębiej, sprawia ze wspomnienia są bardziej intymne. Dziękuje ci Madziu za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moniś, Jego nie da się zapomnieć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moniś, Jego nie da się zapomnieć...

    OdpowiedzUsuń