Endorfinki od dwóch lat mają swoje piękne, sosnowe łóżeczka. I od dwóch lat zasypiają...w naszym małżeńskim łożu...
Wiem, nie ma się czym chwalić.
Był już w naszym życiu etap, gdy każda Endorfinka zasypiała w swoim łóżeczku, ale okupione to było codzienną godziną (lub dłużej) na klęczkach przy łóżeczkach w naszym wydaniu. Jako, że mi zazwyczaj do usypiania przypadał ten bardziej oporny na sen delikwent, nie raz udawało mi się smacznie pospać w pozycji klęcząco-wiszącej na łóżku czas jakiś, dopóki litościwie P. mnie nie obudził. Czasy te minęły dość szybko, gdy udałam się z Rosiem do szpitala na dni parę. Tak jakoś wyszło, że P., by osłodzić Bzylowi brak mamy (a sobie nocnego wstawania) przyjął Bzyla do naszego małżeńskiego łoża z powrotem. I tak już zostało.. Wieczorem kładę się z Endorfinami na naszym łóżku, Bzyl wtula się we mnie, Roś siada obok z poduszką i się kiwa (zostało Mu to do dziś). Gdy słyszę już dwa równomierne, spokojne oddechy, oddalam się ukradkiem, a za czas jakiś P. przenosi chłopców do ich łóżek.
Wiem, nie ma się czym chwalić.
Wczoraj, usypiając w taki właśnie sposób chłopców, rozmyślałam o tym, że długo tak nie pociągniemy. Chłopcy coraz ciężcy, więksi, czas leci i za niedugo już nie uda nam się ich od tego wspólnego zasypiania odzwyczaić. Trzeba zarządzić zmianę. Nowy rytuał. Nowy porządek obrad.
Położyć do własnych łóżeczek, przykryć kołderką, ucałować i... wyjść.
I w tym momencie ogarnął mnie potworny szloch i ścisk w gardle. A dopiero po chwili nadciągnęły konkretne obrazy: Roś w metalowym łóżeczku, przywiązany za rączki i nóżki, z rurą w gardle, półprzytomny, nie mogący wydać z siebie żadnego dźwięku, otoczony pompami, pikaniem monitorów i szpitalnym oddechem śmierci.
I ja, spoglądająca nerwowo na zegar. To już czas, trzeba wyjść. Ucałować, otulić, sprawdzić wszystko 15 razy, pogłaskać kolejne 10, jeszcze raz się rozejrzeć, posprawdzać, rozpaczliwie znaleźć powód, by zostać jeszcze choć minutę dłużej, aż wreszcie poczuć na sobie łagodne acz stanowcze spojrzenie pielęgniarki, ostatecznie szepnąć Roszkowi do uszka: Dobranoc Synku. Do jutra. Oby.
I wyjść.
Wyjść, bojąc się, że to ostatni raz.
Że jutra nie będzie.
Wiem, nie ma się czym chwalić.
Ale lubię to nasze wspólne usypianie.
We wtulonym we mnie Bzylu czuć jeszcze traumę tamtych 5 tygodni, gdy widział mnie tylko przez 4 wieczory.
Lubię to nasze wspólne usypianie.
I nie chcę tego zmieniać.
Jeszcze nie.
Dororka ma 11 lat. Do 5 spała z nami na materacach, do 7 w swoim łóżku ale u nas w pokoju. A teraz ma swoją sypialenke ale różnie bywa . Jedna noc dorotka tam spi jedna tata hehe. Dorotka ma double bed wiec tatuś spokojnie się mieści. Absolutnie nie mamy z tym problemu :-)
OdpowiedzUsuńEndorfinka Karolinka lat 17, jeszcze dwa lata temu chętnie zasypiała w towarzystwie, a i dzisiaj, kiedy jest chora lub zestresowana (jutro klasówka!) prosi o długie, wieczorne odwiedziny:"Najlepiej wyjdź dopiero, kiedy zasnę...". Ha, myśleliście, że po 10-ciu latach się wyśpicie: ). Niekoniecznie o niecodziennie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoje młode( 5 i 7) mają właśnie brand new pokoiki i odwlekam ich meblowanie bo.... dobrze się nam śpi razem:)
OdpowiedzUsuńMy Fifola (lat 3) ostatnio już nawet nie przenosimy.. Tak, wiem.Ale liczymy na to, że (niedługo) sam wyrośnie ;)
OdpowiedzUsuńCześć Magdo! Jestem wielką fanką Twoich zapisków! U nas Leszek śpi z Hanią, a ja z Matyldą i dobrze nam wszystkim z tym, Wierzę że przyjdzie taki czas, że dzieci same nie będą już chciały.W tej kwestii chyba lepiej postępować w zgodzie ze sobą, a nie ulegać presji otoczenia. Także jak dla mnie to właśnie jest się czym pochwalić!
OdpowiedzUsuńNo dobra też się przyznam;) nasz 6,5 latek nadal śpi ze mną a raczej ja z nim w jego miniaturowym łóżku. Miałam poczucie winy z tego powodu ale ostatnio syn powiedział mi że w jego grupie kilkoro dzieci podczas zabawy przyznało się że też śpią z rodzicami. Ajaj... patologia na całego;)
UsuńU nas z kolei chłopaki zasypiaja (ściślej są usypiani Krzyś czytaniem, Julek spiewaniem lub zwyczajnie obecnością któregoś z nas) w swoich pokojach. Za to budzimy się już wszyscy razem w naszym małżeńskim łóżku. :) Ciasno, ale przytulasnie. Był czas, że się stawiałam, teraz mi tęskno, gdy Julek nie przyczlapie do nas w nocy, a zdarza mu się to częściej niż Krzysiowi. I też myślę sobie, że z czasem wyrosną z tego. I wtedy dopiero będzie mi się za nimi cknić.
OdpowiedzUsuń