Stęskniona za domem umościłam się w trawie. Roszek przyfrunął i usiadł na mnie jak na kanapie.
- Jeden, dwa, trzy, cztery, osiem! - zawyrokował w sobie tylko znanej kosmicznej harmoniii.
I pofrunął dalej łapać wiatr w szczerbaty uśmiech.
Tak często rozum przeszkadza nam po prostu BYĆ.
Piękny post. Uściski.
OdpowiedzUsuń