Smażymy się na oddziale pediatrycznym we Wrocławiu - Bazyli i ja. Robimy badania metaboliczne. Polega to na oddaniu próbki moczu i dwa razy krwi, ale 3 dni wyleżeć trzeba. Z braku tlenu i absolutnej duszarni panującej na oddziale dopadł mnie kryzys i przez pół dnia resztkami silnej woli próbowałam nie zwymiotować i nie zemdleć jednocześnie.
Udało się.
A Bzyl.. Brak mi słów. Jest tak grzeczny, kochany, cierpliwy, usłuchany, pogodny, że tylko brać i całować, na rękach nosić. Jeszcze rok temu w duchu dziękowałam, że akurat to dziecko, z którym nieustannie tłukę się po szpitalach, czyli Roś, jest grzeczne i nie wrzeszczy tak jak Bzyl. Sama myśl o Bzylątku drącym się w niebogłosy na szpitalnym korytarzu przyprawiała mnie palpitacje i zimne poty. Musiał wreszcie jednak nadejść ten pierwszy szpitalny raz. A tu niespodzianka - Bzylek jest w nowej, ulepszonej wersji.
Zdecydowanie de luxe.
Tragedia z tymi szpitalami. Dwa pobranie krwi i 3 dni w szpitalu wrrrrr.... Mam jednak nadzieję że badanie wyjdą dobrze. trzymajcie się i nie topnijcie :-) Mama Dorotki z zd :-)
OdpowiedzUsuńCzy przywieźć Ci czego?
OdpowiedzUsuńDaj znać! Jesteśmy w pobliżu!
A gdzie dokładnie jesteś? Jest okazja, żeby sie zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńAJ, szkoda, że dopiero teraz przeczytała... To był wypad dwuosobowy tylko, na Kamińskiego. Ale będziemy szpitalować we Wrocku jeszcze nie raz...
Usuń