Moi chłopcy nie potrafią się bawić. Tzn. w ich Nibylandii, gdzie panują zgoła inne niż nasze prawa - bawią się w najlepsze: Roszek klepie się po buzi, Bzyl drugą godzinę kontempluje korek od brodzika i jest git. Ale jakby przyłożyć do nich miarkę pedagogiczną z naszego świata to jest fatalnie. Nie potrafią bawić się zabawkami zgodnie z ich przeznaczeniem, nie wspominając o odgrywaniu ról (np. lala idzie spać, a teraz lala je). Kaplica. Więc kombinuję, jak ich rozruszać, jak przekonać, że jednak fajnie jest się pobawić jak reszta dzieci, i to w dodatku razem. Ale łatwo nie jest - dzieci moje wybredne są i większość nowych zabawek nie wzbudza ich żadnego zainteresowania. Wydaje mi się jednak, że ociupinkę udało mi się ich przechytrzyć..
Największa miłość Roszka? TELETUBISIE! Tylko tę bajkę by oglądał, najlepiej taśmowo - od rana do wieczora. Chłopcy znają wszystkie odcinki na pamięć. Pierwsze książeczki, które Bzyl "kazał" sobie czytać to właśnie te z Teletubisiami. A że nie ma już ich w księgarniach? Więc Matka staje na głowie, przetrząsa Allegro i wyławia pojedyncze, używane sztuki, które ktoś łaskawie zechce odsprzedać. Z okazji urodzin Bzyla nasza kolekcja powiększyła się o cztery nowe tytuły i teraz mam, co chciałam. O porywającej treści teletubisiowych książeczek pisałam tutaj i tutaj. A teraz doszły cztery (!) nowe mantry... Znoszę to dzielnie, bo Łobuzy grzecznie słuchają, przewracają karteczki i (mam nadzieję) czegoś się przy okazji uczą.
Wracając do zabawy, a właściwie jej braku - co chłopcy dostali pod choinkę? A jakże! Domek Teletubisiów (używany, z Allegro). Wykombinowałam, że skoro te stworki tak sobie ukochali, to zaczną się nimi bawić, odgrywać bajki i takie tam... Próbujemy. Codziennie. Na razie Roszek potrafi włożyć Teletubisia do łóżeczka, gdy proszę, żeby położył go spać, a Bzyl potrafi zjechać Teletubisiem ze zjeżdżalni. I tyle. Całą resztę odgrywam ja. Do czasu (mam nadzieję).
Również pod choinką pojawił się w naszym domu pluszowy, gadający Elmo - inny bajkowy, lubiany przez chłopców stworek. Kiedy naciśnie się brzuszek stworka, zaczyna On gadać - tym samym głosem co w bajce! Roszek w Elmie zakochany. Przynosi, żeby Mu włączać - jedno naciśnięcie brzuszka to jedno wypowiedziane zdanie. Sęk w tym, że nie ma żadnego wystającego guziczka - trzeba wyczuć i w odpowiednim miejscu nacisnąć brzuszek. I to Roszka przerasta. Przynosi więc Elma i błagalnym tonem prosi: Elmo.. Elmo.. Więc biorę Jego łapkę, naciskam nią w odpowiednim miejscu i mówię: Roszek sam... Sam... Po wielu takich behawioralnych pokazach powinno być tak, że Roszek potrafi już włączyć zabawkę sam. Niestety - nie potrafi. Za to przynosi Elma, żeby Mu go włączyć, i wręczając mi zabawkę mówi prosząco: Sam... Sam...
I taka to z nimi zabawa jest.
Madzi, a klepiesz sie czasem razem z Rochem po buzi? albo kontemplujesz z Bzylem korek? ostatnio gdzies czytalam, zeby zamiast probowac dzieciom tlumaczyc, jak dziala nasz swiat, warto samemu sprobowac zrozumiec ten, w ktorym zyja oni. i cos jeszcze mieli do powiedzenia na ten temat, ale juz zapomnialam, moze jeszcze znajde. buziaki!
OdpowiedzUsuńOlutku, to chyba o metodzie SonRise czytałaś - tą metoda pracuje się z niektórymi autystami
OdpowiedzUsuńno dokladnie! Ty wszystko juz wiesz :D
OdpowiedzUsuń