Wczoraj rano Roszek miał randkę z Panią Ewą. Przedstawiłam sytuację i się zmyłam. O odpowiedniej porze stawiłam się po odbiór Rocha. Bałam się tego, co usłyszę. A usłyszałam, że:
- samodzielność leży, ale jest do wypracowania, bo Roszek nie jest taki głupiutki, tylko taki leniwy,
- wiele czynności całkiem nieźle Mu idzie (np. mycie ząbków),
- fajnie gada i raczej się jeszcze bardziej rozgada,
- trzeba konsekwentnie stawiać Mu zadania i polecenia do wykonania - najpierw proste: daj, zrób tak itp.
- i najważniejsza dla mnie rada; trzeba zwolnić, skupić się na tych podstawowych czynnościach (ubieranie, jedzenie itp.).
Po czym Pani Ewa powiedziała: Roszek, ściągnij kapcia.
I Roszek ściągnął.
Czary.
I chyba do mnie dotarło.
Zwolniłam.
Efekt?
Od dziś Roszek sam sobie włącza Elma!!!! Huuuuuuura!
Bzylek natomiast ma gorsze dni - już myślałam, że rozdzierające wycie mamy za sobą, a jednak... Histeryczny taki się zrobił.
Jak Mamusia czasami, a nawet często.
Inwencja brzdący co do zabaw zdecydowanie przekracza umysł poważnego dorosłego.
OdpowiedzUsuńStoję na ścieżce, Hanutka(2 latka 3miesiące) biegnie daleko na pole, gdzie pies leczy się pożeraniem trawy, patrzy na mnie i czeka.
Roztwieram ramiona, ale to nie wystarczy
"Mów do mnie"- prosi
wtedy pokrzykuję - "chodź do mnie, Haniu, chodź"
Wtedy szybko przybiega, daje się złapać w pasie i okręcić 7 razy, biegnie w inne, dalekie miejsce na polu i ...
"Wołaj!"
-"Chodź do mnie Haniu, chodź"
Po siedemnastu razach, niebo już wiruje razem z nami, Babcia zipie, a zabawa dopiero ROZKWITA
Hania promienieje
(na szczęście przechodził ostry pies i utrzymywanie naszego w ryzach zmieniło tory zabawy na inne)
Magdo, Menedżerko, chodź do nas, chodź!