Gdy kończą się godzinne zajęcia z panią terapeutką, Bazyli uderza w płacz. Jest zrozpaczony. Z chęcią by się jeszcze poterapeutyzował :) Z przedszkola też nie bardzo chce wychodzić. Po co przyszłaś, Mamo? - zdaje się mówić jego wzrok. A nawet jeszcze nie zaczęliśmy terapii właściwej.
Przegapiłam wiele rzeczy. Źle pojętą miłością okaleczyłam Roszka. Karmienie, zabawianie, wyręczanie. I teraz, gdy obudziliśmy się z ręką w nocniku, (że jednak 4 i pół letnie dziecko powinno już wołać siku i samo jeść), jest opór. Jak na wojnie - kombinuję nieustannie, jak przechytrzyć wroga, jak go podejść, żeby się złamał i wziął do rączki ten cholerny widelczyk bądź kromeczkę. Ale Bestia rozpieszczona jest strasznie. I jest krzyk, płacz, wykręcanie się. Ciężko tak walczyć o każdą namiastkę normalności. O to, co zdrowym dzieciom przychodzi samoistnie.
Zebranie ferajny co rano do przedszkola kosztuje mnie codzienny stan przedzawałowy. Wsiadam do auta gotując się z wściekłości. Odpalam Fismolla. I płyną endorfinki, płyną obłoki, świat się uśmiecha - Ty głuptasku, toż samo szczęście wozisz na tylnych siedzeniach swojego Citroena.
Całe trzydzieści cztery kilogramy.
Wulkanie kipiących uczuć przedzawałowych!
OdpowiedzUsuńKip, bulgocz, szalej - i wszystko to dla nas zapisuj.
Kiedy Ciebie czytam i przypominam sobie swoje przedzawałowe stany, odpada pancerz, zbroja, którą założyłam, żeby jakoś "dawać radę"
Babcia(teraz szczęśliwa)
zle pojeta milosc????? no co ty - nie zadreczaj sie i nie obwiniaj - wszystko dobrze robilas , robisz, - to wszystko przeciez jest takie indywidualne - byl czas , w ktorym serce podpowiadalo ci tak - stawialas poprostu pryiorytety w innym miejscu, teraz przyszedl inny czas i postepujesz inaczej - nie lepiej , nie gorzej - inaczej - wazne , by jak dotychczas pelnym sercem :-)
OdpowiedzUsuń