poniedziałek, 4 marca 2013

Wiosna

Wybiegliśmy dziś ku wiośnie. Roszek - tradycyjnie - zajął się konsumpcją śniegu, jakby wiedział, że to już ostatki. Bzyl - szczęśliwy, że topniejący śnieg odsłania wreszcie tak wytęsknione przez niego skarby natury: gałązki, kamyczki, piasek. Biega z patyczkiem w ręku jak Harry Potter z różdżką. Czarujemy... Tak bardzo chciałabym rzucić się tej wiośnie w ramiona.. Mniej więcej cztery lata temu, gdy Roszek kiełkował pod moim sercem, był to czas wielkiego spokoju i radości. Zadziwiająco dobrze radziliśmy sobie ze świadomością całego "dobrodziejstwa inwentarza", jakie ta mała istotka miała ze sobą przynieść. I choć wszystko miało się zmienić - już na zawsze mieliśmy wkroczyć w okrutny świat ponurych szpitali, w których umierają dzieci, a strach staje się nieodłącznym towarzyszem dnia codziennego - była w nas radość oczekiwania i nadzieja, i przeczucie, że wraz z cierpieniem przyjdzie też Wielka Miłość i Szczęście. Roszek był wyczekanym cudem - i ilość jego chromosomów nie miała tu nic do rzeczy.

I znów zbliża się wiosna. Wtedy dała mi siłę. Teraz - boję się wygrzebać z zimowego snu..

1 komentarz :

  1. Madziu to zrozumiałe że się boisz.
    Ale będzie dobrze,zobaczysz.
    Oby juz tylko termin operacji przyszedł.
    Ja za to podziwiam za siłę cztery lata temu ...
    Ja gdybym znała diagnozę nie wiem czy bym się odważyła urodzić moją Gabę :(:(:(
    A tak życie zdecydowało za mnie 15 września 2009r
    Madziu,będzie dobrze ja w to wierze tak jak Ty wierzyłaś podczas operacji mojej Gabuśki :)
    Ściskam cipelutko :*

    OdpowiedzUsuń