Dom pachnie truskawkami. Opychamy się, ile kto może, póki są.
Dla chłopców (obydwóch!) coś śliskiego, czerwonego i wilgotnego nie ma prawa wstępu do paszczęki. Nie i koniec. Bzylowi nie odpowiada zapewne kolor (ach, ta złowroga czerwień!) i dziwne chropowate kuleczki. Zapach też odpycha obcością. Dla Roszka z kolei nie mają żadnego znaczenia kolory i zapachy, ale sam fakt, że truskawkę trzeba pogryźć. I to ją dyskwalifikuje w postaci surowej. Definitywnie. Wszystko, co jest surowe i twardsze od banana, Roszek odrzuca kategorycznym: NIEEE! Bazyli obwąchuje, kręci nosem, obchodzi talerzyk jak najeżony kocurek.
Ale nie ze mną te numery! Toż to grzech nie jeść takich pyszności, takich witaminek czerwoniutkich! Takich serduszek od natury, i to z małą zawartością cukru!
Roszka przekabacić łatwo - zblendowałam truskawy z mleczkiem kokosowym, dosłodziłam stewią i zachęciłam entuzjastycznym okrzykiem: Roszku! Jogurcik!
A że Endorfinki od lat nie jedzą jogurtów i serków (a przepadali za nimi obaj), to fortel się udał i Roszek wyduldał cały kubeczek, doprawiając sobie słodkie, różowe wąsy.
Ale Roszek to Roszek - miś o małym rozumku.
Bazyli się nabrać nie da. Wszak rzekomy "jogurcik" nadal świeci złowrogo w barwach wojennych, z czerwieni stał się zaledwie różowy.
Nie poddałam się. Dodałam dwie łyzki naturalnego kakao.
Bazylku, kakałko!
Poniuchał, pobadał, popatrzył podejrzliwie w oczy. Wszak kolor się zgadza, ale konsystencja... I ten zapach... Tajemniczy i świeży jak rosa o poranku....
Postawiłam miseczkę na stole i odpuściłam. Bazyli pół godziny badał nieznaną ciecz, przelewając ją łyżeczką, wąchając i czasami dotykając lekko wargami.
Nie dał się nabrać.
Inteligenta nie oszukasz...
Projekt: TRUSKAWKA trwa.
Wspaniała jesteś w tych opisach ������
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji - dbaj o siebie na ile to możliwe!!!!
Missed you! Wierna fanka z Wro.
OdpowiedzUsuń