Bazyli od dłuższego czasu nie wrzeszczy. Zdarza mu się zamarudzić, powydzierać trochę, pogimnastykować struny głosowe, ale nie jest to już ten rozdzierający serce i zmysły wrzask obdzieranego ze skóry dziecka.
Więc powinniśmy odetchnąć upragnioną ciszą.
Niestety, "nic w przyrodzie nie ginie - ludzie jedynie", jak mawiał mądry pan Lec. Bazyli porzucił wrzaski na rzecz równie miłych dla ucha.... pisków. Piszczał od zawsze, ale okazjonalnie. Teraz piszczy na okrągło: ze szczęścia, z ekscytacji, z nudy. Ciężko go za to ganić, bo to jego forma wyrazu, ekspresja własnego ja. Ale bywa ten wieczny, arcywysoki i głośny pisk nie-do-zniesienia. nie-do-wytrzymania, nie-do-przeżycia.
Wyluzuj, mówi mąż, mówi mama. To tylko pisk dziecka.
A mi każde Bzylowe piszczenie wbija się w mózg szpikulcem bólu, świdruje czachę i nie wiem już, czy uciekać, czy mordować, czy popełnić honorowe, acz kłopotliwe dla rodziny harakiri.
Piskiem upływa nam czas.
Rozmowy stają się niemożliwe. Próbuję powiedzieć coś do P., i czuję się jak za komuny, gdy nad każdym słowem wisiała cenzura. Co drugi bowiem wyraz z mych ust padający Bzyl wykasowuje głośnym pii - pii - pii. I nie słyszymy siebie nawzajem, i siebie samych, i własne myśli już trudno usłyszeć.
Postanowiliśmy uczyć się języka migowego.
Tak na wszelki wypadek.
Ewentualnie, w ciemne wieczory, pozostaje nam para latarek i alfabet Morse'a.
***
Jutro wyruszamy na coroczne święto, na turnus rehabilitacyjny do Garbicza (dzięki Waszemu 1% podatku!). Boję się, czy nas stamtąd nie wygonią przez te piski Bzylowe. Przeszła mi taka myśl przez głowę...
Nie wygonią :)
OdpowiedzUsuńJak nas z wadowickiego rynku jeszcze nie przegonili, to Was tym bardziej nie :P
Pani Magdo jakby co służę uprzejmie nauka alfabetu pisanego dłońmi .
OdpowiedzUsuńNiech tylko spróbują ;) Wypocznijcie sobie porządnie!!!
OdpowiedzUsuńA może lody pomogą?
OdpowiedzUsuńChłopcy nie jedzą lodów :)
Usuń