Słucham.
I po chwili po dzieciach nie ma śladu. Do moich uszu dochodzą dziwne, intrygujące dźwięki. Pochrząkiwania, ciche mruczenie (Roś). Gardłowe bulgotanie niczym mongolska rozmowa (mam nadzieję, że żaden Mongoł nie poczuje się urażony - znamy kilku i baaardzo lubimy!). Wysokie, przeciągliwe popiskiwania (Bzyl). Rozdzierające skrzeki (znowu Bzyl). Chroboty, szuranie, sapanie.
Żadnych słów.
Zupełnie nie dziecięce odgłosy.
I leżę tak z zamkniętymi oczami, i uśmiecham się do siebie.
Jestem Magdalena, zrodzona z burzy.
Matka Smoków.
I bardzo KOCHANA
OdpowiedzUsuńLubie Pania czytac...nabieram dystansu.
OdpowiedzUsuńPani blog jest mega pozytywny 😃 Bzylka i gRoszka nie da się nie lubić 😉
OdpowiedzUsuńMyślę o Was często. Różnym ludziom o Was opowiadam. Czuję wtedy, że dotykam czegoś metafizycznego.
OdpowiedzUsuńPomagacie mi w zmaganiu z własnym ciężarem.
Pozdrawiam z Zagłębia Dabrowskiego