A więc wirus.
Zawirusował chłopców doszczętnie. Gorączkują, kaszlą, smarkają.
Ostatnie dwie noce były koszmarem - Roszek, powalony gorączką, zaypiał około 18.30 (czyli o półtorej godziny za szybko). Potem budził się koło 23 z następnym rzutem gorączki. Pierwszej nocy przespał jeszcze do drugiej, budząc sie co chwilę, a potem... nie spał już wcale - do rana i cały kolejny dzień! Liczyłam, że następnej nocy odeśpimy, ale scenariusz się powtórzył - gorączka obudziła Roszka o 23 i nie spał... do 5.30. Także ten.... Ekhm, ekhm... Ciężko znoszę bezsenne noce. Oj, ciężko.
Za to dziś spędziliśmy całkiem fajny dzień.
Po długiej przerwie aparat powrócił do życia i nie mogłam się oderwać :)
ładne zdjęcia, ładne chłopaki. Roszek, obok swojej zespołowej urody, ma coś Twojego w oczach, ale Bazyli to cała mama :)
OdpowiedzUsuńŚlicznoty nasze ,dużo,dużo i jeszcze więcej ZDRÓWKA
OdpowiedzUsuń