Przez pierwsze cztery lata życia Roszka liczyło się tylko ono. Zawsze pchało się na pierwszy plan, nie dawało o sobie zapomnieć, przysparzało trosk i bezsennych nocy.
Roszkowe serce.
Wyjątkowe jak mało które. Dziurawe, poplątane, z jedną zastawka zamiast dwóch.
Był czas, że tylko ono się liczyło. Zaniechaliśmy terapii przez pierwsze lata życia Roszka. Dziś bardzo tego żałuję. Ale staram się nie osądzać nas samych z początków tej trudnej drogi - wystraszonych, obłędnie zakochanych w naszym małym Cudzie, przerażonych, że być może przydarzył nam się tylko na chwilę.
Dziś, po ponad dwóch latach od operacji, o sercu myślimy dość rzadko. Raz na miesiąc mierzymy Roszkowi saturację (lub nawet rzadziej - jak nam się przypomni). Jej piękny wynik uspokaja nas na tyle, że znowu na długie tygodnie zapominamy o tym, że Roszka serce to połatany cud nowoczesnej kardiochirurgii.
I cudowna jest ta niepamięć, ta nienachalność, ten wolny, lżejszy obszar w naszych, i tak za ciężkich, głowach.
Przychodzą jednak takie chwile, gdy wszystko wraca. Pisałam o tym nie raz i nie dwa.
Nagle strach o życie Roszka z impetem wkracza w naszą codzienność, ładuje się w buciorach brudnych przerażeniem do naszej świątyni spokoju. Chwyta nas lodowatym łapskiem za karki i dyszy do ucha: Ja jeszcze z Wami nie skończyłem....
Roś od wczoraj gorączkuje. Co parę godzin przychodzi rzut, Roś mętnieje, blednie, trzęsie się i postękuje niepokojąco. Syropek działa, zbija co trzeba i wracamy do normalności. Ale coś złego przyczaiło się w Roszka małym ciałku, coś, co wyrywa się cichym kaszlem, wybija gorączką, zwala Roszka z nóg. Jutro idziemy do lekarza, niestety nie naszego.
I gdy tak Roszek postękuje tuląc się do mnie, a Jego półprzytomne oczka wpatrują się w moje z błaganiem o pomoc, w mgnieniu oka wracam do świata, o którym chciałabym zapomnieć. Do świata nienaprawialnych serc, seps i zapaleń wsierdzia czających się za każdym rogiem, świata wielkich nadziei i jeszcze większych rozpaczy, świata małych trumienek i pustych, ociemniałych serc rodziców po stracie.
Zrobię wszystko, by nigdy tam nie wrócić.
wszystko bedzie DOBRZE!!!!!! wysylam moce i tony pozytywnej energii - wiem , ze to tylko kropelka na goracy kamien strachu , ale mam nadzieje , ze choc troche pomoze - trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuń