Nastąpił mamy kataklizm. Roch w żałobie, przechodzi swoją prywatną, miniaturową traumę... Ale może zacznę od początku....
Bazyli jest uzależniony od podjadania, ja od czekolady, a Roś - od dźwięków. Miał swego czasu dźwiękową książeczkę z serii Marzipan i eksploatował ją na wszelkie możliwe sposoby. Baterie szybko padły, więc podjęliśmy próbę wymiany tychże na nowe. Reanimacja nie powiodła się jednak i Roch długo opłakiwał stratę.
I podkusiło mnie. Bom miękka nie tylko z powierzchowności, lecz i we wewnętrzu swym.
Zakupiłam duplikat ukochanej książeczki Roszka. I, wzruszona wczorajszymi występami jasełkowymi w przedszkolu, wręczyłam Roszkowi podarek, nie doczekawszy Wigilii.
Cóż to była za radość! Przez całą dobę (z przerwą na przedszkole) wysłuchiwaliśmy przymusowo porykiwań lwa, człapania słonia i stękania małpek.
I skończyło się.
Równie nagle jak się zaczęło.
Baterie kaput - z książeczki dobywają się ostatnie charknięcia i rzężoty.
Koniec świata, powiadam Wam, KONIEC ŚWIATA.
Czterech jeźdźców, siedem pieczęci, trąby, trzęsienia, płacz i zgrzytanie:
A
P
O
K
A
L
I
P
S
A
Oj będzie trauma przetrwała.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się, że my nie wydalamy z bateriami idzie na nie cały 153 zł fundusz Kajtka, bo niestety u nas gra wszyyyyyyyyyyyyyyyyystko. Kajtek ogólnie mało rozumie(chociaż mam teorię, że notorycznie gra głupa) natomiast kiedy zabawka pada pędzi do szuflady ojca, wyciąga śrubokręty i wrzeszczy. Reaguje także na hasło idziemy kupić baterie i wtedy nigdy nie płacze kiedy ma iść na spacer.