Obudziło mnie równomiernie klikanie. Po chwili zaspania i niepewności zlokalizowałam źródło dźwięku - to Bazyli bawił się automatyczną miarką zwijaną - wysuwał i puszczał, wysuwał i puszczał, wysuwał i puszczał. Zasmucił mnie ten dźwięk, jak chmura, która na chwilę przesłania słońce. Poczłapałam do pokoju dzieci z zamiarem pobawienia się z Bzylem, tak po dziecięcemu. Niestety - nie interesowała Go treść książki, tylko mechaniczne podnoszenie klapek w niej ukrytych. I znów chmura zasnuła moje myśli - czy uda nam się kiedyś obejrzeć razem książeczkę - od początku do końca, ponazywać obrazki, spytać i dostać odpowiedzi - kto? co? dlaczego? Czy zbudujemy kiedyś razem zamki z piasku, i te trwalsze - z klocków lub poduszek? Czy położymy misia spać a autom zbudujemy wyścigowy tor na miarę Kubicy? I czy kiedykolwiek moje dzieci odkryją, jak cudowną krainą jest wyobraźnia i rozpoczną podróż jej krainami, gdzie można stać się KAŻDYM i przeżyć WSZYSTKO?
Odpowiedzi na te pytania głucho obijają się o ściany mojej głowy. Bo nie budzi mnie okrzyk: Maaamo! Jestem dinozaurem! Raur! Nie budzi mnie dziecięca ciekawość: Dlaczego mydło jest gorzkie, skoro ładnie pachnie? Nie budzi mnie tęsknota: Mamo, obudź się i pobaw się ze mną!
Budzi mnie miarowe klikanie - zautomatyzowana zabawa istoty, która, choć bardzo chce, nie potrafi być zwykłym dzieckiem.
Madziu,tak bardzo chciałabym Wam pomóc,pokazac Wam te zwykle pytania dziecięce,których w rzeczywistości człowiek nie docenia a nawet ma ich dość.Wierze w to całym sercem że wkrótce doczekacie się tych pytań,tej codzienności.Przytulam Was bardzo!!!
OdpowiedzUsuń