Odebrałam chłopców z przedszkola. Zapakowani do auta. Jeszcze każdemu chrupka w rączkę - coby gęby zatkać i pierwsze pomruki głodu stłumić. I gotowe. Jedziemy.
W głowie przesuwam kołowrót myśli - listę spraw: tych do załatwienia; tych w trakcie załatwiania; tych, które już załatwiłam; tych, których pewnie załatwić się nie da; tych, o których nie wolno mi zapomnieć; tych, o których już pewnie zapomniałam; tych na wczoraj i przedwczoraj; i tych, które mogą jeszcze poczekać...
Z zamyślenia wytrąca mnie głośne chrupanie audio dobiegające zza mojej głowy. Dwa korniki-giganty wgryzające się w drewno. Dwa chomiki z pyszczkami napchanymi do granic możliwości.
Chrup, chrup.
Są. Moje Łobuzy.
Chrupią.
Uśmiecham się.
Chwila złapana w locie.
Tu i Teraz.
Najpiękniejsze.
Bezcenne.
Też lubię wyłuskać z codzienności takie chwile. Przelotne. Moje. :)
OdpowiedzUsuńtrzynaście lat temu dałaś nam, Madziu, zeszyt z mottem ks. Twardowskiego "Nie bój się chodzenia po morzu".
OdpowiedzUsuńWłaściwie już umiemy, tylko do lekcji ze sztormem i tsunami zabieramy się JEŻEM.
Dla Ciebie - oceanicznej - co tam morza...
Przynoś nam, Duszku, z wielkich fal codzienności
tulimy tulimy! http://www.youtube.com/watch?v=9LYcIm9W1nk
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuń