Roś naprężył się, sapnął znacząco i już wiedziałam, co się święci. Kupa.
Zazwyczaj zawartość prezentów, jakie robią dla mnie własnodupnie chłopcy, nie była zaskakująca: wodno-płynno-gęsta maź we wszystkich odcieniach jesieni. Oszczędzę Wam szczegółów. A dziś.. Niespodzianka!
Na nieskazitelnie białym pampersie znalazłam, niczym Calineczkę w tulipanie, pojedynczą fasolkę typu Jaś - żółtawą, gładką, czystą, nietkniętą zębem czasu ani zębem Rocha. Bez żadnego dodatku "sosów" wszelakich czekoladowopodobnych! Po prostu wykupkał ją sobie Roś osobno.
Ja wiedziałam, że to dziecko, pod przebraniem Misia-O-Małym-Rozumku skrywa jakieś tajemnice, wielkie talenty i zaskakujące zdolności, ale żeby aż tak? Toż to prawdziwa sztuka wydalania jest - pojedynczo, w parach, z dodatkami, bez dodatków, na kolorowo, monochromatycznie....
Magik!
:)) Magdo, to mistrzostwo świata pisać tak ... o kupie! :))
OdpowiedzUsuńProza w Twoim wydaniu jest niedopodrobienia:) a z ciekawości praktyka pytałabym czy po drodze nie wydarzyła się jakaś zmiana diety?
OdpowiedzUsuńZawsze miałam takie dziwne wrażenie, sporadycznie siedząc wśród matek na podwórku pod blokiem, że omawiają jakieś specyficzne menu
OdpowiedzUsuń- żółta, zielona, na miękko, na twardo....brakowało mi - po wiedeńsku, sadzona, w koszulce.....i unikając tego biegałam z wózkiem po parku. Zdecydowanie wolę twoja Magdo poezję :)