Odbieram telefon. Miły, kobiecy głos:
- Dzień dobry, ja dzwonię z kardiologi z Łodzi. Może już Pani przyjechać z Bazylim.
- Ale jak... co... dlaczego....???
- No, według lekarzy to z tymi jego wadami serduszka nie ma co czekać dłużej i to jest właściwy moment na operację. Kiedy może Pani przyjechać?
- Ee... Yyyy... W środę mamy kontrolę z Roszkiem.
- Świetnie, to może Pani wtedy stawić się od razu z Bazylim!
- Dobrze... będę...
W głowie panika. Rozpaczliwie przeszukuję pamięć - czy ja o czymś o nie wiem, nie pamiętam? Nerwowo przetrząsam papiery Bzyla. Oddzwaniam:
- Przepraszam, to pomyłka musi być, Mój syn Bazyli nie ma wady serca. Jest ZDROWY.
W słuchawce cisza.
Obudziłam się. Na szczęście.
Jutro kontrola Roszka w Łodzi.
A Roszka rozpiera energia, więc i pewnie z serduchem wszystko w porządku :D
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki Magda żeby wszystko było po Twojej myś
OdpowiedzUsuń3mam kciuki :)
OdpowiedzUsuńSny. To właśnie one są odbiciem naszych nawet najgłębiej skrywanych emocji. Trzymam kciuki za Roszkowe serducho i za Ciebie Matka. Dajesz rade!
OdpowiedzUsuń