Dotarły. Trzy godziny mordowaliśmy się z ich złożeniem. Chłopcy - najpierw nieufni, potem oswoili się na całego. Roszek się wdrapał i już zejść nie chciał.
Plan był piękny - że od dziś, że nie ma zmiłuj, że koniec z czworokątem na dwuosobowym łóżku rodziców...
Nowe łóżeczka - tak intensywnie "pachną" nowością, że po krótkim wieczorku zapoznawczym musieliśmy jednak ewakuować się do naszej sypialni. Zarządziłam generalne wietrzenie. Do odwołania.
Zadzwoniła dziś do mnie znajoma z Łodzi, która przeszła ze swoim dzieciątkiem o wiele więcej niż my. Nie rozmawiałyśmy nawet. Ona płakała, a ja słuchałam. Boże, wszystko wraca jak upiorne de ja vu.
My tu srata tata, a tam dzieci umierają.
U. M. I. E. R. A. J. Ą.
Kochana Madziu, wczoraj rano byłam na wykładzie o depresji, a następnie odwiedziłam bliską osobę w psychiatryku. Kobiety tam krzyczą i drżą. Na wykładzie, krzepki staruszek, zacytował Freuda: żeby być zdrowym psychicznie, trzeba postawić "ego"(=zasada rzeczywistości, liczenia się z faktami) na dwóch a nawet na większej liczbie nóg(on two or more legs).
OdpowiedzUsuńFakty to srata tata i DZIECI UMIERANIE, ale także las, las i Wy w nim.
Zrzuci liście, zamarznie i wzjedzie pączkami w marcu.
Będziecie mieć niebo liści nad głową.
Obiecuję
Ty Magda żyj i myśl o Rochu i Bazylim.... serce boli,ale widocznie Bóg stwierdził,że my rodzice którym odebrał dzieci jesteśmy na tyle silni żeby temu podołać.... jest zamiast lepiej to z dnia na dzień gorzej.. ale tylko w samotności, wieczorami, nocą w ciszy słychać nasz płacz
OdpowiedzUsuńdamy radę...