Wyruszyliśmy do Łodzi na rozmowę z Panią Profesor. Ujechaliśmy 100 m i odebrałam telefon z Łodzi (tym razem z kardiologii), że jest homograft dla Roszka i czy możemy się jutro stawić. W tył zwrot i panika.
Szczęście i strach.
Emocje większe niż na najlepszym horrorze.
To życie mnie kiedyś zabije, to pewne.
Więc doczekaliśmy się. Przez głowę przelatują chore myśli: ostatni dzień w domku, ostatni raz na huśtawce, ostatnie wszystko, biała trumienka, bla bla bla.. Przeganiam je jak końskie muchy. Sioooooo!!
J E D Z I E M Y P O Ż Y C I E!
Będę się odzywać.
Bądźcie z nami, bo droga długa jest, nie wiadomo, czy ma kres...
Idzie w dobrym kierunku! Idzie w dobrym kierunku! Jedziecie po życie! :*
OdpowiedzUsuńKochana, trzymajcie się i bądźcie zawsze dobrej myśli. Czekamy na wieści!
OdpowiedzUsuń