W życiu nie może być za prosto. Byłoby nudno.
Roszek z Bzylem żywią się bananami, a opiekę nad dziećmi przejęły Teletubisie.
Pobiłam dziś rekord w ilości wybieranych połączeń telefonicznych: Łódź, fundacje, osoby prywatne, rodzina.. Przeszłam co najmniej dwa zawały, a efekty kilkugodzinnej nasiadówy z telefonem są zaskakujące:
1. Dodzwoniłam się do Pani Profesor z Łodzi (zawał nr 1). Rozmowa całkiem konkretna, oczywiście dzwonić na początku sierpnia (wcześniej było, że po wakacjach) więc jeszcze odrobinkę się łudzę, że się uda.
2. Zadzwoniła do mnie Pani z gdańskiej kardiochirurgii, że za dwa dni możemy stawić się na oddziale (zawał nr 2). Tak, tak, takie są moce znajomości internetowych, dobroci i bezinteresownej pomocy matek innych chorych dzieci (Marta, DZIĘKUJĘ!). Papiery Roszka dotarły tą drogą do tamtejszego Ordynatora - Kardiochirurga i... jedziemy! Pobadają nas 3 dni, dowiemy się, jakie jest ich zdanie, co proponują. Zawsze to kolejne potencjalne miejsce naprawy Roszkowego serduszka..
3. Napisałam do sławnego Profesora Malca, który operuje polskie dzieci w Niemczech. A nuż odpisze...
To chyba właśnie oznacza WZIĄĆ SPRAWY Z SWOJE RĘCE. Długo do tego dojrzewałam, oby nie za długo..
Dzielna, wojująca Mama! Podziwiam, przytulam i pozdrawiam! :*
OdpowiedzUsuńWojuj mamo,wojuj.
OdpowiedzUsuń