Wietrzę bloga. Przez coraz dłuższe przerwami między postami wyją przeciągi, wiatr hula i piszczy. A jednak potrzebuję przez jakiś czas NIE MUSIEĆ. Nawet w tym miejscu, tak bliskim mojemu sercu, gdzie zostawiam po troszkę kawałeczki swojej duszy - nie musieć tutaj być. Wziąć oddech. Takie miały być te wakacje - musy zamienione na chcenia, świadome ograniczenie terapii, dużo mojego śpiewania, a P. grania, spotkania z inspirującymi, bliskimi ludźmi. Te wakacje to TERAPIA RODZICÓW, tak bardzo nam potrzebna.
Endorfinki hasają w ogródku, w autostymulacjach i stereotypiach, oddają się swoim ulubionym czynnościom. I w mojej głowie od razu skręca się bat karcących słów: to Twoja wina, co z Ciebie za matka, odpuściłaś im, zostawiłaś samym sobie, zaprzepaścisz wszystko, co tak ciężko wypracowaliście... Wysłuchuję tego nienawistnego szeptu ze stoickim spokojem, przyjmuję tę chłostę od samej siebie i... ściszam radyjko. Niech sobie pepla, skoro musi.
To jest czas zmiany. Przerwy. Odpoczynku.
Od terapii, od diety nawet troszkę, od musów wszelakich.
Byśmy znowu pokochali żyć.
Pełną piersią.
Wszystko z wyczuciem i dozą MIŁOŚCI
OdpowiedzUsuńabsolutnie się zgadzam, tez w tym roku z Autystk zrobiłyśmy sobie miesiąc wakacji od wszytskiego. serdecznosci!
OdpowiedzUsuń