piątek, 18 marca 2016

Sparta

Wróciliśmy.
Mój dzielny Bazylek i jego zestresowana matka.

Rezonans odbył się dziś, szóstego dnia naszego pobytu w szpitalu. Obyło się bez komplikacji, po wszystkim Bzyl pospał smacznie dwie godziny i wypuszczono nas do domu. Wyniki dostaniemy za jakiś czas pocztą.

Nie lubię marudzić na system, nie lubię narzekać publicznie (bo prywatnie to, i owszem).

Ale chyba w tym wypadku trzeba.

Zdrowe dzieci przyjmowane są na oddział i od tej pory zaczyna się wyścig z czasem - zachoruje czy nie? Dotrwa do rezonansu czy odpadnie w przedbiegach? A wrogów cała masa - po oddziale szaleje jelitówka, wirus gorączkowy, zapalenie krtani... Bzyl złapał katar i do końca bałam się, że go nie dopuszczą do badania (bo przecież w narkozie i nos musi być drożny), albo dopuszczą i się udusi.

Każdy musi odsiedzieć swoje, bo inaczej szpital jest stratny, bo NFZ nie płaci za pobyt pacjenta.
Paranoja.
Absurd.
Dręczenie dzieci za pieniądze podatników.

Polski szpital to ciągle obóz przetrwania.
Dziecko to ciąg cyfr i liter - imię, nazwisko, wiek, waga.

I tyle.
Aj. jak boli takie zderzenie z betonem!


Bazyli, jak na autystę, zniósł szpital bardzo dobrze. Nie miał problemu z nowym miejscem, z nowym łóżkiem, łazienką, z dziećmi dookoła, z hałasem, z nowym rytmem.

Wstawał o 4.30.
Biegał na boso po całym szpitalu.
Tu i ówdzie rzucał się na ziemię z rozpaczliwym wrzaskiem.


I znowu ten ogrom cierpienia - ciężko chore dzieci i ich sparaliżowani strachem rodzice.
Tradycyjnie każdy pobyt w szpitalu muszę odchorować - pochlipując przez pierwsze kilka dni w domu.


Przetrwaliśmy.
This is Sparta!






3 komentarze :

  1. A w domu Ateny: demokracja, kolorowe i ciepłe klimaty, rozmowy, czuła troska(bo przyjeżdżają "Szkoci", a to wspaniały naród). Widoki przez okna - bajeczne! Też tam miód piliśmy i z Rosiem poszaleliśmy(autkiem "Hurra")

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem o czym piszesz - my też ten tydzień spędziliśmy w szpitalu. W sumie 30 min. badań, pozostały czas - wegetacja na koszt podatników... ameta

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znamy się, trafiłam tutaj z innego bloga. Mało jednak brakowało, a mielibyśmy okazję poznać się w tymże szpitalu, który poznałam po schodach na zamieszczonym zdjęciu. Odczucia mam, niestety, podobne...

    OdpowiedzUsuń