Mam wrażenie, że Bazyli rozgadał się nieco bardziej. Nadal po swojemu, i nadal pogadać nie możemy, ale na pewno gdy jest poirytowany lub zły woła: Mama, mamaaaa. Szału nie ma, bo woła tak też do Pań przedszkolanek, ale jednak moje matczyne ucho zostało połechtane... Gdy Babcia czytała Mu książeczkę, powtórzył za nią nieśmiało słowo niebo, i przez chwilę obie tam byłyśmy :) Nie nastawiam się, nie rozpędzam. Przyjmuję Bzyla niemówiącego, być może na zawsze. I nieśmiało czekam.
Roś w przedszkolu ładnie pracuje, coraz więcej mówi, powtarza, naśladuje. W domu jakby przełączał się z trybu on na tryb off. Może po prostu chce mieć już tzw. święty spokój. Chodzi z pokoju do pokoju, stoi na stole dla dzieci, wlecze za sobą drewnianego konika na kółkach lub rurę od zabawkowego odkurzacza. I tak sobie potrząsa tymi rzeczami, bez ładu i składu. Być może się jednak mylę i zapewne jakiś sens to potrząsanie ma.
Endorfinki - jak nieodkryte lądy - a droga do ich odkrycia długa i wyczerpująca.
Może zamiast wiosłować bez opamiętania lepiej nacieszyć się chwilę beztroskim dryfowaniem? Popodziwiać widoki? Zanurzyć rękę w teraźniejszości?
Przestaję się spieszyć. Przestaję ciągle na coś czekać.
Chcę BYĆ.
Tu i teraz.
W swojej niemocy i mocy.
W łupinie naszej Rodziny na tym wielkim oceanie czuję się bezpieczna.
Przytulam dziś świat mocno.
Ciągłe "bycie w czekaniu" nie przyspieszy Nadejścia. Przytulam także i życzę progresu. Tak, żeby było widać falę wznoszącą. A tempo... nie najważniejsze chyba :)
OdpowiedzUsuńIza
Przytulam Cie Madziu...
OdpowiedzUsuńTez Was przytulam
OdpowiedzUsuń