Roszek ma nowy cel - dotknąć mojego oka. Otwartego. Bardzo się złości, że za każdym razem, gdy prawie już Mu się udało, Mama zamyka oko. Roś próbuje podnieść mi powiekę, kombinuje, wpycha palce, ciągnie za rzęsy. Nie możemy jakoś dojść do porozumienia w tej sprawie...
Dzieci, jak co roku, przyjęły na siebie rolę żywych kleszczołapek. Niemal codziennie wyciągam jakiegoś małego Draculę. Bilans na dzień dzisiejszy jest niepokojący: P. - 2, Bzyl - 2, Roszek - 1, ja - 1. A dopiero maj za nami. Takie są uroki mieszkania w Transylwanii na obrzeżach lasu.
Z nasza Panią Profesor z Łodzi gramy w grę. Nazywa się to głuchy telefon - ja dzwonię, a ona nie odbiera.
Wszystkie złe myśli chowam skrzętnie do skrzyneczki z napisem Na potem. Zawsze jeszcze zdążę się pomartwić.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz