I nagle... do naszych uszu doszła zachrypła roszkowa paplanina, dochodząca wprost z... drewnianego domku, który przez ostatnie dwa lata pełnił funkcję schowka na zabawki ogrodowe, bo bawić się w nim Endorfinki konsekwentnie nie chciały.
Staliśmy oniemiali, że oto nasz wyautowany Roszek zainteresował się czymkolwiek.
A to był dopiero początek! Roś wykonał rundkę po atrakcjach podwórka, wprawiając nas w osłupienie i stan niemalże euforyczny!
Witajcie w moich skromnych progach...
Zrobiłem nawet Mamie a kuku przez okienko!
A potem wlazłem do piaskownicy i...
Wziąłem do ręki łopatkę (pierwszy raz od 2-3 miesięcy)!
Na koniec odwiedziłem moją ulubioną huśtawkę
- jedyne, co mnie jeszcze interesowało na dworze
(oprócz bezkonkurencyjnych krzaczorów.)
Uff... Tak intensywnie to u nas na podwórku dawno nie było...
A co w tym czasie porabiało Bzylątko-Niewiniatko? Ano gmerało koło kamyczków, których wyrzucania na schody ma kategoryczny zakaz...
Po kilku akcjach karnych czegoś się wreszcie Bzyl nauczył...
Sprzątać kamyczki - nie bardzo - za to uciekać - tak, i to z wielką gracją:
fenomenalne podwórko:-)
OdpowiedzUsuńPiękny widok
OdpowiedzUsuń