Endorfinki są dwie, i, chociaż każda w pierwszej klasie, to jednak w dwóch różnych, o rożnym poziomie trudności i zaawansowania. Tak więc lekcje robię dwa razy - najpierw z Roszkiem, potem z Bazem. Bazyli jest posłuszniejszy, jak już siada do zadań, to pracuje, choć często zdarzają nam się humory, furie i bunty. Ciężko mu się skupić, zrozumieć polecenia. Dużo też w tym mojej winy, bo za szybko, za dużo mówię, a choć się staram pilnować, ciężko pohamować naturalną gadatliwość nadmierną. Roszek nauce od zawsze jest niechętny, więc muszę się nagimnastykować, żeby ogóle usiadł do stolika. A potem to jest ciągłe SZOŁ - wszystko skojarzyć z piosenką, wierszykiem, bajką, żeby gościu usiedział i choć spojrzeć raczył. Nie jest łatwo zrobić z Endorfinkami cokolwiek, bo nadal prawidłowe trzymanie kredki w ręku jest za trudne, a wycinanie nożyczkami to już jakiś hardcore (szczególnie u Roszka). Jak rysować szlaczki z delikwentem, który patrzy wszędzie tylko nie na kartkę (Roch)? Jak pracować z dzieckiem, które na każde szczeknięcie psa za oknem dostaje szału i zatyka uszy, mimo zamkniętych, szczelnych okien (Baz)? Jest ciężko, czasem bardzo. Dla maksymalnego skupienia gasimy w pokoju światło, spuszczamy rolety i pracujemy w ciemnym pokoju przy punktowej lampce przy biurku. Wtedy chłopcy skupiają się tylko na tym, co mają przed oczami. Bazyli jest praworęczny, więc siadam po jego prawej stronie, a Roszek leworęczny - więc siadam po jego lewej.
Ale zanim obejrzycie zdjęcia Endorfinek Pracowitych Mróweczek, mam dla Was arcyważny komunikat:
NIE DAJCIE SIĘ ZWIEŚĆ ZDJĘCIOM. To tylko chwile uwiecznione aparatem w telefonie. Nie wierzcie, że tak pięknie nam wszystko szło, jak to na zdjęciach wygląda. O nie! Często robię tylko śladowe ilości zadań, za szybko, za trudno, zły dzień, zła godzina... Często przy tym niewinnym stoliczku krzyczę, a jeszcze częściej płaczę. Co drugi dzień krzyczę, że mam dość, że pi....ę to wszystko i jadę w Bieszczady. NIE, NIE JEST SUPER. Chłopcy mają regresy, większość dania oglądają bajki i jedzą niezdrowe jedzenie. Bo to jest CZAS WYJĄTKOWY. Czas kwarantanny. Zrozumiałam to po jakimś czasie rwania włosów z głowy - że nie uda się przejść tego bez "ofiar", bez regresów, bez przytycia, bez porażek, bez frustracji. Na pewno nauka ze mną w domu nie umywa się do nauki z Paniami w szkole. I trudno. Trzeba przetrwać ten czas w jak najlepszym zdrowiu psychicznym i o to też dbać u naszych dzieci, a naukę cyferek i pisanie szlaczków traktować jako dodatek do codzienności. Pamiętajcie o tym Kochani. Zdjęcia zdjęciami, a nasze prawdziwe życie puszcza do Was oko, bo wygląda jak Nowy Orlean po przejściu tsunami. Także ten...
Wszystkie te zdjęcia (i wiele, wiele więcej) zrobiłam dla nauczycieli, by widzieli, jak pracujemy. Pojutrze dzieci z naszej szkoły mogą wrócić do klas. Och, jak byłoby cudownie... Jednak zdecydowaliśmy, że Endorfinki zostaną jeszcze w domu. Nie pracuję, więc mogę sobie na to pozwolić (a raczej się do tego zmusić ;). Nie będę tu pisać o pandemii, bo wiele osób ma do niej różne podejście, a część wcale w nią nie wierzy. Tak, jak sławne noszenie maseczek - co człowiek to znawca tematu. Część nosi, część nie. W związku z tym nie możemy ryzykować. Zbyt mocno mamy w pamięci duszącego się Roszka, z trudem łapiącego każdy oddech, wśród rurek i kabli, a nawet pod respiratorem na intensywnej terapii. Obiecaliśmy sobie wtedy, że zrobimy wszystko co w naszej mocy, by nigdy więcej nie wrócić w to miejsce. I słowa chcemy dotrzymać. Nie przyjmujemy gości poza najbliższą rodziną. Nie spotykamy się z nikim poza koniecznością (praca P.). Zaciskam więc zęby, zaciskam powieki, aż łzy rzęsiście płyną i z nadzieją witam... kolejne tygodnie nauki w domu.
Też miałam miliard pomocy naukowych w domu i większości się już pozbyłam ;) Wspaniałe zdjęcia!!! Trzymajcie się!!
OdpowiedzUsuńNauka w domu wbrew pozorom jest bardzo efektywna. Niedoskonałości metodyczne są rekompensowane uwagą, jaka skupia się na jednym (u Was dwójce) dziecku. A efekty ocenisz po czasie. Mnie też na bieżąco wydawało się, że tempo żółwie. Ale jest efekt kumulacji! Moja córeczka jest zdrowa, ale to podobny mechanizm. Zatem należy robić swoje i czekać końca, jak mówi przysłowie!
OdpowiedzUsuń