środa, 29 stycznia 2020
Pasja
Drogi Czytelniku, Przyjacielu Endorfinkowy - czy jesteś człowiekiem z pasją? Czy, gdy rozmowa schodzi na twój ulubiony temat, policzki ci różowieją, uszy płoną i mógłbyś bez końca już dyskutować nad możliwościami najnowszej hybrydy Toyoty? Czy, po ciężkim dniu w pracy, z obolałymi od stania nogami, zasiadasz wreszcie z wygodnym fotelu, rozplatasz włóczkę jak włosy, a kojąca twardość szydełka pod palcami nareszcie pozwala ci uwolnić umysł od ponurych myśli? Czy w deszczowe, zimne dni tęsknisz za swoim dwukołowym wehikułem, za powiewem wiatru we włosach i po kryjomu schodzisz czasem do piwnicy przetrzeć czule ściereczką swój ukochany rower z kurzu, by nawet przez chwilkę nie pomyślał on, że o nim zapomniałeś?
Pasja, wielka czy skromna, okazjonalna czy absorbująca do reszty, to bezcenny dar, jakim nas obdarowano. Pradziadek Endorfinek od miesiąca już przygotowuje się mentalnie do rozpoczęcia sezonu wędkarskiego, renowuje ponton, odlicza dni do wywozu przyczepy nad jezioro. Dziadek Endorfinek pisze z kolegami podręcznik do fizyki, jeździ na sympozja, zbiera meteoryty i emerytury boi się jak ognia. Tata Endorfinek, P.mój najmileńszy, ma zaraz pod moim nosem swoją kochankę, a nawet kilka, i codziennie z nimi romansuje, a mnie cieszy ta magiczna relacja - mojego męża i jego gitar, jego zaczarowanych instrumentów, z których wyczarowuje wciąż nowe, przepiękne dźwięki. I choćby nie wiem jak było ciężko i jak bardzo źle, on słyszy tę muzykę w głowie, palce go swędzą i musi wygrywać na strunach swoją duszę, choć często słuchają jej tylko ściany naszego bocznego stryszku. I na końcu jestem ja - przyspawana go garów, do ton prania, do Roszka i Bazylka jak trojaczek syjamski. A jednak nieśmiało kiełkują mi w głowie zalążki pomysłów, pączkują teksty piosenek, rozkwitają wizualizacje teledysków. Nie mam na to czasu. Nie mam na to siły. Nie mam na to przestrzeni wokół i w sercu. A jednak - nie potrafię tego zatrzymać. Nie chcę. To moja furtka do siebie samej. Do zdrowia psychicznego. Do równowagi.
Po co taki przydługi wstęp? Ano - ostatnio nie szukam dla moich dzieci terapii, nowych nowinek medycznych, leczenia, zajęć korekcyjnych i wiecznego naprostowywania ich do naszego, neurotypowego świata. Szukam dla nich PASJI. Chcę obudzić w Endorfinkach ten apetyt na życie, który, choć jest, to jednak ciągle taki przygaszony i jak przez mgłę. Teoretycznie chłopcy mają swoje pasje - Bazyli kocha machać gumowymi wężami i rozkruszać ciastolinę na miliony kawałków. Roszek kocha piosenki, wierszyki i wszystko, co ma melodię i rytm. Więc podążam ich tropem, węszę, co mogłoby ich zainteresować....
Roszek, wielki fan muzyki, grać na niczym nie chce. Próbujemy na pianinie, ale jednak to jest dla Roszka arcytrudne zadanie i na razie gram ja - jego paluszkami. Roszek śpiewać kocha, ale trafianie we właściwe dźwięki też jest na razie poza jego zasięgiem. Na bębnie nie będzie grał, na dzwonkach, bum bum rurkach też nie. Nie i koniec. Będzie słuchał, jak śpiewa mama lub Pani z płyty. I tyle. Rok temu był zachwycony na próbie generalnej przed koncertem chóru gospel, w tym roku - po 5 minutach chciał wyjść i krzyczał.
Bazyli - gość bardziej ruchliwy i niewyżyty, dostawał od nas pożywkę ruchową. Jazda na rowerze - opanowana minimalnie na trzech kółkach, przez całe wakacje porzucona w kącie. Nie będzie jeździł i koniec. Za to rozkręcił się Baz w wodzie, w jeziorze wchodził po samą szyję, nie chciał wyjść z wody. Więc cudem załatwiłam lekcje pływania na basenie - z super doświadczonym panem. Chodzimy, chodzimy, całą rodziną, z dziadkami, a Baz jakby coraz gorzej na tym basenie. Wejść się boi, bo hałas, echo, piski dzieci, chlor śmierdzi, wszystko szumi i bulgoce. Uszy zatyka, z panem ćwiczyć nie chce, dziadka ciąga w tę i z powrotem i ani pływania nie ma, ani nauki, ani zabawy.
Konie - nie odpasowały.
Rysowanie, malowanie - oboje nie cierpią.
Układanie puzzli, granie w cokolwiek - nie lubią, trzeba zmuszać, reguły za trudne.
Kolekcjonowanie czegokolwiek - nie ma dla nich znaczenia.
Za nami wiele, wiele prób, podjętych, desperackich, przemyślanych lub nie.
Tak marzę o bożej iskierce pasji dla moich dzieci. Żeby odnalazły siebie. W czymkolwiek. Nie chodzi o bycie w czymś coraz lepszym. Chodzi o radość. O te wypieki na policzku, o zachwyt, o chcenie. O coś, co dam im radość i pozwoli przetrwać, gdy nas zabraknie.
Szukam, po omacku. Jak klaun - przystrojona, obwieszona - paraduję przed swoimi dziećmi i kuszę.
Rozklejam na słupach niewidzialne ogłoszenia: ciekawe zajęcie dla dzieci z innej planety, lat prawie 9 i prawie 11 - potrzebne od teraz, od zaraz, od już!
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz