Rodzeństwo. Słowo zagadka, i dla mnie i dla P., bo swoje dzieciństwo przeżyliśmy jako jedynacy, a los obdarował nas młodszymi siostrami gdy byliśmy już nastoletni. Dla Endorfinek to pewnie oczywista oczywistość - że jest Bazyli, że jest Roch. Nie znają innej rzeczywistości, Roszek nie pamięta pewnie tego błogiego spokoju, jaki gościła w naszym domu zanim na świecie pojawiła się druga Endorfinka :) Są tak różni od siebie, pod każdym względem, że czasem zastanawiam się, o co chodzi w tej układance i jak te puzzle połączyć, by nikt z domowników nie zwariował.
Roszek, wiecznie rozśpiewany, włączający wszystkie możliwe grające zabawki, słuchający muzyki, ciągający mnie do pianina. I Baz - miłośnik ciszy i spokoju. Roszek - zjadający wszystko co mu podadzą (chyba, że zbyt trudne do pogryzienia) i Baz oglądający każdy kęs pod lupą 20 razy. Roś - choć mówiący, rzadko upominający się o swoje. I Baz - nie mówiący wcale, ale dyrygujący całą rodziną, wiecznie domagający się czegoś i awanturujący się o coś. Baz śpi dobrze i długo, Roś kiepsko i zrywami. Roszek - interesujący się troszkę psem, ale dziećmi wcale, i Baz - ignorujący psa i zainteresowany dziećmi. Roszek - kochający wielkie, zatłoczone sale z głośną muzyką i migającymi światłami, Baz, wycofany, nie cierpiący zgiełku i nowych sytuacji. Roś - zawsze uśmiechnięty, niepamiętający złego, i Baz - bojący się wszystkiego, najczęściej rozżalony i płaczący. Roszek - na spacerze w lesie gnający do przodu, i Baz - ociągający się w tyle, kontemplujący każdą gałązkę. Roszek - ignorujący gości, i Baz - od razu nawiązujący z nimi kontakt. Roszek - starszy, a mniejszy i funkcjonujący jak bobas. Baz- młodszy, a większy i lepiej radzący sobie z samoobsługą. Podobni do nikogo, choć ja wiem, że Roś bardziej do taty, a Baz do mnie.
Coraz częściej myślę, że powinni mieć osobne pokoje. Bo Bazyli nie znosi niektórych dźwięków, które wydaje z siebie Roś, a ten z kolei boi się wrzasków Baza. Jeden chce już od dawna spać, drugi zaczyna się rozkręcać. I te koszmarne noce - gdy jeden nie spał od 1 do 3, a drugi od 3 do 5, które, na szczęście, są już za nami.
A jednak... są braćmi. Łączy ich uwielbienie do machania gumowym wężem. Łączy ich łagodność wobec siebie (Baz miewał ostatnio epizody z popychaniem dzieci, w tym Roszka, ale to chyba był wpływ dzieci ze szkoły, bo podczas przerwy świątecznej w domu nie podnosi na nikogo ręki). Nie walczą ze sobą, za to podążają często za sobą. Niezmiennie czuję dreszcz, gdy wchodzę do ich pokoju i widzę, jak siedzą w nim obaj, w milczeniu, każdy pochłonięty swoją stymulacją, a jednak razem. Czy, gdy nas zabraknie, będą dla siebie niemą, ale jednak, podporą? Czy, pod pozorną górą problemów i wyzwań, jest też ta część, która ubogaca moje dzieci przez fakt, że mają rodzeństwo?
Jak dwa bieguny, w ciągłej pracy, naprężeniu, Endorfinki obracają naszą rodzinną rzeczywistością. A jednak jest to jakiś gwarant równowagi....
Ahh też czasem taką ciszę lubię, jak wreszcie śpią dzieci.
OdpowiedzUsuń