Wróciliśmy znad morza... Gdyby nie Babcia, Dziadek i Ciocia, nie przetrwałabym tego. P. tym bardziej, bo nie lubi siedzenia na plaży i zatłoczonych kempingów. Bywały dobre, kojące chwile. Bazyli, który rozkręcił się na tegorocznym turnusie w kwestii kąpieli wodnych, nie wychodził z wody. I gdy tak pluskał się beztrosko, mogłam na chwilę napawać się namiastką "normalności', bo w tej chwili nie wiele różnił się od innych dzieci na plaży. Wąż w rączce Roszka też robił niezłą robotę, bo w pierwszej kolejności wszyscy zwracali uwagę na ogromnego węża, a dopiero potem na chłopca, który tego węża trzyma - że wygląda on trochę inaczej od większości dzieci. Bazyli, przyklejony do Dziadka jak rzep, czasami bywał dla nas łaskawy. Większość jednak dni dawał nam się we znaki tak, że niejedną łzę udało mi się ukryć pod ciemnymi szkłami okularów przeciwsłonecznych. Roszek za to zrobił nam piękną niespodziankę - nie uciekał! Trzymał się blisko stada, cieszył każdą chwilą i rozjaśniał mi mroki bazylkowego rozchwiania.
Przygód mieliśmy co niemiara a zaczęliśmy iście filmowo, gdy na 40 km przed kempingiem zepsuł nam się jeden samochód (podróżowaliśmy dwoma). Było holowanie, szukanie mechanika i niemałe nerwy. Na szczęście od razu doceniliśmy fakt, że stało się to tak blisko celu i spokojnie przed drogą powrotną mogliśmy odebrać auto i wrócić na dwa samochody.
Nie za bardzo odpoczęłam. Choć rodzina bardzo się starała, i za to, Kochani, bardzo Wam dziękuję, nie udało mi się uciec od własnych oczekiwań, trudnych emocji i lęków. Życie z Endorfinkami to ciągła praca nad sobą, a wakacje to szczególnie trudna próba dla mnie.
Zdjęcia są, jak co roku. Pamiątka wielkiej dziecięcej radości, którą z dumą wkleimy do wakacyjnego pamiętnika (takie zadanie ze szkoły). Bo to przyznać trzeba, że Endorfinki kochają morze. Bardzo.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz