Endorfinki wyczuwają ją nosem z daleka. Czasem, już w lutym, ściągają na dworze buty, by odtańczyć rytuał jej przywołania. Wołają z głębi swoich niemych serc, żeby już przyszła, żeby już mogli uwolnić siebie z kajdan ubrań, żeby już mogli być wolni...
Zawitała w sobotę, nieśmiało, na jeden dzień... Bazyli skorzystał od razu, pierwszy raz w głębi lasu a nie w przydomowym ogródku.
Roszek wywęszył ją nosem, witając ją notorycznie ściąganymi ostatnio butami...
Przyszła.
I niech zostanie.
Cudownie, też tak robiłam za dziecka. I nie, nie zachorują, wręcz przeciwnie ♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was :)