Zaniedbuję ostatnio bloga sromotnie... A to dlatego, że żyjemy ostatnio sprawami szkoły Endorfinek, która smutnym trafem nie może jakoś wystartować. Spytacie - jak wykończyć psychicznie matkę i dzieci? Ano - przedłużyć im wakacje o... 3 tygodnie.
Oczywiście nie jest tak tragicznie - ta nietypowa sytuacja ma też małe plusy - chłopcy cieszą się piękną pogodą, ja próbuję zajmować się wszystkimi domowymi sprawami na które nigdy nie ma czasu. Słowo PRÓBUJĘ jest tu nieprzypadkowe. Wszelkie działania skutecznie uniemożliwia mi bazylkowa amba, która nasila się z każdym tygodniem.
Bazyli boi się juz wszystkiego - przejść pod lampą, zjeść przy stole, zjeść samodzielnie (!), wejść do ubikacji, wysiusiać się, wejść do łóżka, położyć się w łóżku, przykryć się kołdrą itd. Nie wspomnę już o takich traumatycznych zabiegach jak strzyżenie włosów lub obcinanie paznokci. Od zawsze był z tym problem u obu chłopców, ale od kilku lat widzieliśmy wyraźny postęp i jeszcze z pół roku temu Bazyli stał grzecznie i pozwalał nam robić co trzeba. Teraz, gdy wyciągam nożyczki lub maszynkę do strzyżenia, cały się trzęsie ze strachu, ucieka w najdalszy kąt domu i zamiera w przerażeniu obserwując każdy mój ruch.
Nie jesteśmy sadystami. Paznokcie obcinamy, gdy delikwent zaśnie, a włosy.... zapuścimy.
Te wszystkie fiksacje bardzo utrudniają nam życie. Co chwilę jest awantura, godzinne jęczenie, ciąganie mnie gdziekolwiek, marudzenie z nudów i złośliwości. W tym wszystkim jest oczywiście zanurzony po uszy Roszek, który całymi dniami ogląda te spektakle i izoluje się w swoim bezpiecznym świecie. Bywają dni, że do Roszka odezwę się może z pięć razy.
Odliczamy dni, kiedy nasza szkoła wystartuje wreszcie. Kiedy dostanę szansę zatęsknić na swoimi dziećmi. Pobyć samej. I kiedy Endorfinki zyskają bardziej uporządkowany, przewidywalny świat.
Tymczasem - laby ciąg dalszy :(
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz