Żyjemy w czasach, w których królową jest informacja i szybki dostęp do niej. To zbawienne w wielu wypadkach, ułatwiające życie i otwierające wiele drzwi na oścież tam, gdzie dawniej byłyby zamknięte. Ale ta mnogość informacji, doniesień, porad i wskazówek może też nieźle sparaliżować.
Tak właśnie jest ze mną.
Od kilku lat, odkąd mam swoje dzieci przy sobie, kręcę się w kółko i nie potrafię ruszyć dalej. Przede mną stoi wiele furtek. Do niektórych nieśmiało pukam, wchodzę, rozglądam się dookoła i... zawracam. Podchodzę do kolejnej, obwąchuję, uchylam drzwi i... zamykam z powrotem przed nosem. To jakaś taka nieudolność moja, która ciąży coraz bardziej. Dzieci są coraz starsze, plastyczność mózgu jest coraz mniejsza. Trzeba działać - obrać jakąś drogę i z niej nie zawracać przy pierwszej napotkanej trudności.
Autyzm wciąż jest dla świata medycyny wielką zagadką, więc nie ma jednego przepisu na terapię i leczenie. Liczba "specjalistów" rośnie jak grzyby po deszczu, kuszą wizją zdrowych, mówiących dzieci. Jaki rodzic nie spróbuje pomóc swojemu dziecku? No właśnie...
Od lat stoję przed wieloma furtkami. Mają różne nazwy:
- akupunktura bezigłowa,
- komory hiperbaryczne,
- metoda torowania głosek,
- Tomatis,
- leczenie biomedyczne,
- dietoterapia,
- terapia Masgutowej,
- metoda Uścisku Kontaktowego,
- Metoda Krakowska,
- delfinoterapia,
- terapia behawioralna,
- terapia integracji sensorycznej,
- terapia logopedyczna,
- bioflawonoidy,
i wiele, wiele innych.
Każda bardzo kosztowna. Każda ma zwolenników i przeciwników. Każda ma mocne i słabe strony.
Są takie furtki, do których nigdy nie zajrzę. Są takie, do których co jakiś czas się przymierzam, zaglądam, robię kilka kroków i zawracam. Są takie, do których nigdy nie wrócę. A są takie, nad którymi ciągle się zastanawiam i tylko dotykam klamki. Są też takie, do których zaglądam regularnie, w razie potrzeby. I, wreszcie, są takie, które otworzyłam i podążam nimi. Niestety bez przekonania i bez większych efektów.
Dzięki Wam Kochani, mamy fundusze, by obrać jakąś konkretną drogę. Jednak wybór tej ścieżki paraliżuje mnie kompletnie. Każda wymaga ogromnych nakładów finansowych, wielkiego zaangażowania i wielu miesięcy, jak nie lat pracy. A jeśli wybiorę źle?
Często słyszę: słuchaj swojej intuicji!
Sęk w tym, że ona od lat nie daje znaku życia i nawet jeśli jednak żyje, to leży gdzieś pijana pod płotem i nie jest w stanie wykrzesać z siebie ani grama sensowności.
Tak... Takie wpatrywanie się w furtki, za którymi obiecują znaleźć złote jajo, może człowieka wykończyć.
A czas leci....
Magda gdyby Twoja intuicja umarła albo leżała pijana i się nie wybudzała to byś tylu dobrych rzeczy nie zrobiła dla Bazylego i Roszka! Tak więc zaprzeczam śmierci intuicji ;) ale rozumiem jak trudno wybierać wśród tylu opcji nie widząc proporcjonalnie do tego rezultatów. Wielość informacji dzisiejszych czasów to i przekleństwo i błogosławieństwo... Ściskam!
OdpowiedzUsuń"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię" Nasze dzieci są nie tylko nasze, są przede wszystkim Boże. Tata troszczy się o Was. I marzy o tym byś zaufała Mu na tyle by oddać Mu niepewność i obawy. Najlepsza terapia jaką znam to ta Jezusowa. B
OdpowiedzUsuńPotwierdzam i 1 i 2 komentarz. Życzę odnalezienia Bożego głosu w swoim sercu, który wskazuje zawsze dobrą furtkę. Pozdrawiam z serca cała rodzinkę 🤗
OdpowiedzUsuń