Nie wytrzymaliśmy. Po pięciu (w porywach do sześciu) miesiącach siedzenia w domu (a głównie w ogródku), po odżałowaniu corocznego turnusu, na który nie pojechaliśmy, pękliśmy wreszcie i wyjechaliśmy... nad morze. Jak co roku. Znaliśmy miejsce (kemping w lesie), wiedzieliśmy, jak unikać tam tłumu, więc nie wytrzymaliśmy i pojechaliśmy... Oj, jaka to była dobra decyzja. Bałam się okropnie, że Baz nie da rady ze swoją męczliwością słuchową, że go to przerośnie i umęczy, a nas przy okazji.. Ale po pierwszych godzinach, w których musiał się oswoić, na jego twarzy przez większość czasu widniał szeroki uśmiech... A Roszek.. On morze kocha niezmiennie od lat. Jak zawsze, towarzyszyła nam straż przyboczna, w postaci Babci, Dziadka i Cioci. I, jak zawsze, z nimi było o niebo, niebo lepiej :D
Takie nasze małe, morskie szaleństwo w tym pandemicznym czasie... Czasami człowiek musi, inaczej się udusi...
Piękne...
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze jest zdjęcie, na którym Tato całuje Rosia. Widać na nim bezbrzeżną MIŁOŚĆ ❤️I to jest piękne...
Przepiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń